Mobilność w dobie pandemii

Pozytywnym zjawiskiem jest większa liczba podróży rowerowych, wykorzystywanie hulajnóg bądź po prostu ruch pieszy – wskazuje wiceprezydent Gdańska.

Publikacja: 01.09.2020 08:00

Mobilność w dobie pandemii

Foto: Piotr Borawski. Fot./matriały prasowe

Znaczący spadek wpływów ze sprzedaży biletów komunikacji miejskiej oraz utrzymanie kosztów jej funkcjonowania przynajmniej na dotychczasowym poziomie – pandemia koronawirusa odcisnęła wyraźne piętno na transporcie publicznym. Stan zagrożenia epidemicznego w przypadku wielu osób poskutkował zaprzestaniem codziennych dojazdów, co oddziałuje również na inne formy przemieszczania się.

Co zamiast transportu publicznego?

Mniejsza mobilność uczniów i studentów, popularność pracy zdalnej czy spadek liczby turystów wydają się przesądzać o przynajmniej czasowym odwrocie od transportu publicznego. Dla samorządów dużych miast to duże wyzwanie nie tylko z punktu widzenia problemu smogu czy korków, ale przede wszystkim z racji finansowania bieżącej pracy przewozowej, a także koniecznych nakładów inwestycyjnych w infrastrukturę i nowy tabor.

Wydanie Specjalne Życia Regionów
Przed jakimi wyzwaniami stoją miasta metropolie i regiony?

Oczywistą odpowiedzią przychodzącą od razu na myśl jest powrót do transportu samochodowego. Czy to się nam podoba czy nie, jest on przede wszystkim traktowany jako najbezpieczniejszy, co w dobie pandemii ma kluczowe znaczenie dla większości ludzi.

Statystyki są jednoznaczne, ruch samochodowy już na początku maja powrócił do poziomu odnotowywanego przed marcem bieżącego roku, a po zakończeniu okresu wakacyjnego i po powrocie do nauczania w szkołach wzmożenie będzie jeszcze bardziej widoczne.

Negatywnym skutkiem tego zjawiska jest zagęszczenie, brak miejsc parkingowych, niszczenie chodników i terenów zielonych. Nie dziwi więc podnoszenie opłat za parkowanie czy zamykanie dla ruchu indywidualnego kolejnych ulic w centrach miast, mające na celu zwiększenie rotacji i zmotywowanie kierowców do wyboru innych środków transportu.

Pozytywnym zjawiskiem jest większa liczba podróży rowerowych, wykorzystywanie hulajnóg bądź po prostu ruch pieszy. Sprzyja temu wysoka temperatura w okresie wiosenno-letnim, ale wraz z nastaniem jesieni mieszkańcy ponownie zostaną zmuszeni do szukania alternatywy.

Mikromobilność i współdzielenie to przyszłość

Systemy rowerów miejskich, auta na minuty, wypożyczanie hulajnóg czy skuterów to obraz już dobrze znany w naszych miastach. Chcąc jednak szukać korzystnych scenariuszy w dobie odwrotu od transportu publicznego, to wzrost w segmencie UTO (urządzeń transportu osobistego) jest na pewno jednym z nich. Pojazdy takie nie tworzą korków i w nich nie stoją, nie wymagają dużej przestrzeni parkingowej i nie emitują spalin.

Rozwój tego segmentu determinowany będzie oczywiście potrzebami mieszkańców, ale wymaga również działania władz zarówno centralnych, jak i samorządowych.

Po pierwsze, potrzebne jest uporządkowanie przepisów, jasne regulacje określające zarówno status, jak i zasady ruchu. Muszą one również zakładać rozwój i zwiększający się potencjał, a nie tłamsić i przeregulować. Miasta, posiadając generalne ramy prawne, mogłyby nałożyć na to regulacje odpowiadające specyfice wynikającej z dennego miejsca lub wizji rozwoju mobilności.

Po drugie, niewątpliwym wyzwaniem jest rozwój infrastruktury. Można podzielić na twarde inwestycje, nowe drogi, pasy, przepusty czy obiekty inżynieryjne, ale również zmiany w organizacji ruchu.

Buspasy, kontrapasy dla komunikacji miejskiej i rowerowej, strefy tempo 30 to znane już rozwiązania w naszych miastach. Do tego wachlarza działań postuluje się dodać kolejne: poszerzać chodniki, eliminować tunele na rzecz przejść naziemnych, bezwzględnie zakazać parkowania na chodnikach i terenach zielonych.

Przez ostatnią dekadę włodarze polskich miast zrobili wiele, aby zachęcić mieszkańców do korzystania z komunikacji miejskiej: rozwijali siatkę połączeń, unowocześniali tabor, budowali nowe linie tramwajowe czy kolejowe. Budżety na przejazdy rosły zdecydowanie, a ich pokrycie wpływami biletowymi było coraz niższe.

Pandemia koronawirusa bardzo zmieniła sytuację i nie ma wątpliwości, że do czasu jej unormowania, powrotu poczucia bezpieczeństwa lub upowszechnienia szczepionki będzie trudno o powrót do normalności.

Przed samorządami trudne decyzje dotyczące ograniczenia przewozów – podnoszenie cen biletów, ograniczanie ulg albo jeszcze głębsze sięgnięcie do kieszeni i zasypanie ubytków z nader nadwerężonych budżetów miast. Zachowanie rządu od początku pandemii nie napawa optymizmem, jeśli chodzi o jakiekolwiek wsparcie ze szczebla centralnego.

Znaczący spadek wpływów ze sprzedaży biletów komunikacji miejskiej oraz utrzymanie kosztów jej funkcjonowania przynajmniej na dotychczasowym poziomie – pandemia koronawirusa odcisnęła wyraźne piętno na transporcie publicznym. Stan zagrożenia epidemicznego w przypadku wielu osób poskutkował zaprzestaniem codziennych dojazdów, co oddziałuje również na inne formy przemieszczania się.

Co zamiast transportu publicznego?

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Okiem samorządowca
Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy: Ten rząd traktuje samorządy po partnersku
Okiem samorządowca
Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni: To była najtrudniejsza kadencja
Okiem samorządowca
Tadeusz Truskolaski: Pieniądze unijne to środki na inwestycje, a nie na konsumpcję
Okiem samorządowca
Prezydent Gdańska, Aleksandra Dulkiewicz: Z pokorą podchodzę do wyborów
Okiem samorządowca
Hanna Zdanowska: Nie chcemy sięgać głębiej do kieszeni mieszkańców