Wizja miasta, które forsowało nowy plan zagospodarowania niemal 700 hektarów Płaszowa i Rybitw, była imponująca. 150-metrowe wieże, biurowce, usługi, nowe drogi, tramwaje. „Nowe Miasto” miało być krakowskim Manhattanem.
- Taki Manhattan kosztem przedsiębiorców – ironizowali przedstawiciele biznesu z tego terenu. Na tym obszarze działają najróżniejsze firmy: kolejowe, farmaceutyczne, producenci elektroniki, przetwórcy warzyw, różnego rodzaju przemysł. Są magazyny, logistyka, produkcja. Wczoraj przedstawiciele firm protestowali przed krakowskim ratuszem. - Nowy plan zagospodarowania tego terenu oznacza dla nas wywłaszczenie – mówili.
Czytaj więcej
Trwa dyskusja nad projektem planu zagospodarowania obszaru Płaszowa i Rybitw w Krakowie. Teren z przemysłowego ma się zmienić w mieszkaniowo-usługowy. Radni wskazują punkty zapalne.
W środę obyło się pierwsze czytanie planu. Radni nie zostawili na nim suchej nitki. Wskazywali m.in. na problemy przedsiębiorców, w których uderzą zapisy nowego dokumentu. Firmy sprowadzały się tu, kupowały tereny, inwestowały w nowoczesne obiekty, bo miasto wskazywało im te właśnie tereny jako tereny inwestycyjne i przemysłowe. – A teraz to samo miasto zrywa tę społeczną umowę – padały argumenty. Część firm ma prawomocne pozwolenia na budowę nowych hal. - Tymczasem przez niektóre z nich w nowym planie poprowadzono drogi – alarmował biznes.
O pułapkach w nowym planie mówił na wczorajszej sesji rady miasta m.in. Włodzimierz Pietrus, radny PiS. W krakowskim Manhattanie planowano ok. 35 tys. mieszkań (ok. 100 tys. mieszkańców). A współczynnik parkingowy ustalono na 0,5 (tyle stanowisk miało przypadać na jedno mieszkanie). Włodzimierz Pietrus oceniał, że to stanowczo za mało.