Przedstawiciele branży twierdzą, że jeśli nie będzie podwyżek, firmy czekają bankructwa. To z kolei może sprawić, że kolejki na badania będą się wydłużać. Na końcu ucierpią więc kierowcy.
- Mamy coraz więcej obowiązków, wymaga się od nas nowych urządzeń a stawki za badania nie zmieniają się od 17 lat - mówi nam Jan Strychalski, właściciel niewielkiej stacji kontroli pojazdów w Płocku i zarazem diagnosta. I wylicza, że w ciągu ostatnich 17 lat o 340 proc. wzrosło minimalne wynagrodzenie, zmieniła się stawka VAT z 22 na 23 proc., a inflacja przekroczyła 40 proc.
Czytaj więcej
Po kilkunastu miesiącach analiz Ministerstwo Infrastruktury w końcu zdecydowało: do kodeksu drogowego zostaną dopisane przepisy regulujące tzw. korytarze życia i jazdę na suwak.
- Gdyby nie to, że obok stacji prowadzę niewielki warsztat samochodowy, już dawno bym musiał zamknąć działalność - mówi Strychalski. I dodaje, że jeden z sąsiadujących z nim właścicieli stacji już dwa lata temu zamknął działalność, bo zatrudnienie diagnostów i opłaty za najem budynku przewyższały zarobek.
- Stawia się nam coraz wyższe wymagania, wprowadza nadzór, kontrole, nowe obowiązki ewidencyjne tymczasem za tym nie idą żadne pieniądze. Kiedyś badanie techniczne auta trwało kilkanaście minut, teraz każdy diagnosta stara się by trwało dłużej, by nie podpaść w trakcie kontroli - żali się.