Bazar i galeria handlowa mogą się lubić

Targowiska muszą ewoluować, ich oferta musi się rozszerzać – mówi Aleksandra Wasilkowska, architektka pracująca nad modernizacją targowisk.

Publikacja: 03.06.2019 17:55

Bazar i galeria handlowa mogą się lubić

Foto: fot. Antonina Gugała

Czy bazary, jakie znamy, mają rację bytu i szanse przetrwania w centrach dużych miast?

Nie mają, z wielu przyczyn. Pierwsza – prawna. Dziś w planach miejscowych i studiach (uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego – red.) nie ma miejsca na targowiska. Kupcy próbują wymóc takie zapisy, ale trwa to bardzo długo, w efekcie wiele bazarów funkcjonuje „bez papierów”, bo w planie miejscowym jest np. plac lub zabudowa mieszkaniowa. Jedynym warszawskim targowiskiem, które ma miejsce na planie, jest Bazar Różyckiego. Druga kwestia to kwestie cywilizacyjne – m.in. przepisy budowlane i wymogi Sanepidu. Na przykład ogrzewanie w pomieszczeniu, w którym pracuje się przez 8 godzin, czy umywalka w pawilonie, gdzie handluje się żywnością. W pawilonach sprzed 20-50 lat nie tylko nie ma umywalki, ale jeszcze przecieka dach. Kupcy nie chcą modernizacji, bo to podniesie czynsz.

Bazar nie powinien być nowoczesny?

Bałagan i brak inwestycji może wynikać też z bardzo krótkich terminów dzierżawy. Z umową na trzy miesiące czy rok, trudno oczekiwać nakładów ze strony kupców. Jednak targowiska muszą ewoluować, ich oferta musi się rozszerzać. Mają przecież konkurencję w postaci tanich marketów, które wyrastają często w pobliżu, bo tu są klienci. Ale żeby utrzymać niskie ceny, nie mogą ponosić zbyt wysokich kosztów.

Modernizacja może przy tym zabić bazarowego ducha – zdarza się, że nowobudowane hale czy pawilony nie przyciągają ani kupców, ani klientów. Bazar musi być tani, musi też komunikować wizualnie, że jest tani. Wtedy przyciągnie różne portfele.

Skoro mowa o duchu, wróćmy na Bazar Różyckiego. Jak go uratować?

Wiele osób próbowało odpowiedzieć na to pytanie. To chyba najbardziej złożona historia bazarowa w Polsce. Kiedyś to był targ ogólnokrajowy – przyjeżdżało się tu po dżinsy, kawior albo po jeszcze inne rzeczy, bo jak wiadomo na bazarze można było kupić wszystko – od świadectwa maturalnego po broń. Wokół tego targowiska narosło wiele emocji i oczekiwań. Głównym powodem upadku były kwestie własnościowe – roszczenia spadkobierców Juliana Różyckiego. Dwie trzecie terenu bazaru zostało przez nich odzyskane i sprzedane deweloperowi. Niewielka działka na tyłach Muzeum Pragi pozostała w rękach miasta, tam powstaje tymczasowa przestrzeń dla kupców.

CZYTAJ TAKŻE: Co dzień świeży pieniądz

Na jakim etapie jest finalna koncepcja Bazaru Różyckiego?

Nie ma takiej koncepcji. Kilka lat temu przygotowałam na zamówienie miasta projekt, który został uzgodniony z konserwatorem i kupcami. Konsultacje trwały dwa lata. Moment akceptacji zbiegł się z odzyskaniem części bazaru przez spadkobierców, którzy następnie odrzucili ofertę odkupienia złożoną przez miasto. Ich oczekiwania finansowe były dużo wyższe. Teraz nad koncepcją pracuje deweloper. Będzie musiał uwzględnić plan miejscowy nakazujący zachowanie targowiska z indywidualnymi pawilonami.

Znalezienie równowagi pomiędzy modernizacją a ocaleniem targowego ducha nie będzie łatwe.

Zawsze pojawia się pomysł zbudowania hali, bo w Polsce jest zimno i pada. Doświadczenia pokazują jednak, że przeniesienie otwartego targowiska pod dach zabija handel. Dla przykładu –  kluczowym słowem na targowisku jest wystawka. To jest pokazanie towaru, interfejs, za pomocą którego sprzedawca rozmawia z klientem.

Zrozumienie logiki wystawki nie jest łatwe, to wyższa szkoła jazdy. Wybitni architekci, którzy projektowali dla miasta Zieleniak (hala targowa przy ul. Banacha w Warszawie – red.) nie mieli pojęcia, jak działa wystawka.

Sama skorupa hali jest świetna, ale wewnątrz mamy betonowe stoły i płytkie półeczki, na których nie ma jak wyeksponować towaru.

Rozmawiamy na warszawskim bazarze przy Bakalarskiej, nad którym pani pracuje.

Zarządca targowiska przypomina mi, że za każdy mój pomysł, za każdą kreskę zapłacą kupcy. Muszę się bardzo pilnować. Bakalarska stoi na działce miejskiej, jednak zarządza nią podmiot prywatny.

Zdecydowała się pani na połączenie „akceptowalnej estetycznie” elewacji zewnętrznej z wnętrzem kształtowanym przez kupców.

W tym przypadku miasto wymusiło na kupcach modernizację frontowej elewacji od ul. Bakalarskiej, bo mieszkańcy okolicznych, nowobudowanych domów nie chcieli oglądać bazaru. Ale, zajmując się bazarami od dziesięciu lat, widzę, że każde targowisko to inna historia.

Jaka historia stoi za Bakalarską?

Przeniosła się tu część kupców ze Stadionu X-lecia. Bakalarska jest chyba najbardziej kosmopolitycznym miejscem w Warszawie, handlują tu przedstawiciele prawie 25 narodów, ale też ich dzieci, urodzone już w Polsce. Wokół tego bazaru narosły legendy – że sprzedają nerki, że porywają, że jest przestępczość… – nie ma statystyk, które by to potwierdzały. To wyspa wielokulturowości. Ludzie, którzy nie mieli okazji podróżować, dostają możliwość nie tylko popróbowania różnych kuchni, ale też spotkania i zrozumienia ludzi innych kultur. Romantyzuję trochę, ale po prostu w to wierzę.

Wracając do początku – co będzie z miejskimi bazarami?

Kluczowym słowem jest równowaga. Z inicjatywy miasta powstał projekt lokalnych centrów przewidujący taki ryneczek w każdej dzielnicy – jako miejsce zakupów, pracy i spotkań.

Nie zastąpimy Złotych Tarasów targowiskiem, ale każdy ma prawo do kupowania tak, jak chce.

Zresztą, bazar i galeria handlowa mogą się lubić – często jedne powstają w sąsiedztwie drugich i nie konkurują, bo oferta jest zupełnie inna.

Czy bazary, jakie znamy, mają rację bytu i szanse przetrwania w centrach dużych miast?

Nie mają, z wielu przyczyn. Pierwsza – prawna. Dziś w planach miejscowych i studiach (uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego – red.) nie ma miejsca na targowiska. Kupcy próbują wymóc takie zapisy, ale trwa to bardzo długo, w efekcie wiele bazarów funkcjonuje „bez papierów”, bo w planie miejscowym jest np. plac lub zabudowa mieszkaniowa. Jedynym warszawskim targowiskiem, które ma miejsce na planie, jest Bazar Różyckiego. Druga kwestia to kwestie cywilizacyjne – m.in. przepisy budowlane i wymogi Sanepidu. Na przykład ogrzewanie w pomieszczeniu, w którym pracuje się przez 8 godzin, czy umywalka w pawilonie, gdzie handluje się żywnością. W pawilonach sprzed 20-50 lat nie tylko nie ma umywalki, ale jeszcze przecieka dach. Kupcy nie chcą modernizacji, bo to podniesie czynsz.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Ludzie
Kandydat na prezydenta Krakowa, Andrzej Kulig: Kraków musi mieć metro
Ludzie
Wolontariusze zorganizują Wigilie dla samotnych starszych osób
Ludzie
Jest wniosek o Honorowe Obywatelstwo Województwa Małopolskiego dla Jerzego Buzka
Ludzie
Prof. Lidia Buda-Ożóg z Politechniki Rzeszowskiej laureatką nagrody im. prof. Stefana Bryły
Ludzie
Komisarze w urzędach, ale jeszcze nie wszystkich. Nowy rząd ich wymieni?