Szykuje się upadek samorządu jaki znamy

Według idei PiS Polska ma być państwem scentralizowanym – mówi Ryszard Brejza, prezydent Inowrocławia.

Publikacja: 01.04.2019 03:27

Szykuje się upadek samorządu jaki znamy

Foto: regiony.rp.pl

Odczuwa pan wsparcie średnich miast ze strony rządu PiS? Dużo jest o tym mowy np. w planie Morawieckiego.

Widzę to bardzo słabo. Więcej się mówi, to plus. Za poprzedniego rządu rozpoczęła się dyskusja nad koniecznością dowartościowania średniej wielkości miast. Pod koniec kadencji PO–PSL zaczęły powstawać takie plany. Teraz się o tym dużo mówi, ale brakuje konkretnych decyzji i kroków, które by były korzystne dla nas pod względem finansowym.

Rząd PiS mówi też o deglomeracji. To miałoby wesprzeć średnie miasta.

Cieszę się z tego, że ta dyskusja się toczy. Deglomeracja jest potrzebna, bo rozwój Polski opierał się na aglomeracjach i na gminach wiejskich. Po tych skrzydłach były lokowane duże środki finansowe z UE i budżetu państwa. Dobrze, że się zwraca uwagę na miasta średniej wielkości, które zostały w tyle: z problemami komunikacyjnymi, bezrobociem. Deglomeracja jest teraz niezbędna. Jest to etap wzmocnienia decentralizacji państwa. Dobrze, by poszły za tym czyny.

Co, pana zdaniem, jest głównym wyzwaniem stojącym przed miastami średniej wielkości?

Inowrocław to miasto wyjątkowe w skali kraju. 70-tysięczne uzdrowisko z funkcjami usługowymi, przemysłowymi, a nawet wojskowymi. Różnorodność to nasza ważna cecha. To jasne, że każde miasto musi w sposób optymalny wykorzystywać swoje możliwości rozwojowe, wykorzystując swój potencjał: położenie, teren, historię, znaczące postacie z nim związane. To wykorzystanie swoich walorów to największe wyzwanie. Nam się udaje.

A samorządowcy potrafią to robić?

Inowrocław to dobry przykład. Kilkanaście lat temu opracowaliśmy konkretną strategię. Od tego trzeba zacząć: od planu. Gdy upadał komunizm, plany kojarzyły się źle. Przyszedł jednak moment, gdy zrozumieliśmy, że planowane działanie jest ważne. W 2003 roku przyjęliśmy strategię rozwoju miasta i ją dość konsekwentnie realizujemy. Rok wcześniej zostałem prezydentem. Teraz są efekty. Inowrocław ma najczystsze powietrze w Polsce według Światowej Organizacji Zdrowia. Mamy najbardziej ekologiczny transport – 100 proc. autobusów to tabor elektryczny i hybrydowy. Blisko 100 proc. miasta jest objęte planami zagospodarowania. To sytuacja niespotykana gdzie indziej w Polsce. Nastąpił też 50-proc. wzrost liczby kuracjuszy przyjeżdżających do miasta.

Jednak zbyt kurczowe trzymanie się jednego planu może być też zgubne. Strategia była pewnie zmieniana.

Była kilka razy modyfikowana, np. wraz z nową unijną perspektywą budżetową.

W jakim stopniu miasta w Polsce rywalizują ze sobą?

Rywalizacja dotyczy głównie kwestii finansowych i źródeł finansowania projektów. Konkurencja jest, ale zdrowa – też w ramach regionów. Nawet gdy mówimy o konkurencji między Gorzowem a Zieloną Górą, Bydgoszczą a Toruniem. To bywa raczej zabawne.

A jak przebiega walka z depopulacją? Inowrocław miał 79 tys. mieszkańców, teraz 73 tys…

To jest jak z Łodzią – miała bodajże o 100 tys. więcej mieszkańców w latach 90. XX w. Prawie we wszystkich miastach w Polsce liczba mieszkańców spadła. Zmniejszyła się też liczba mieszkańców Polski. 2 mln wyjechało do Unii Europejskiej – to też waży…

Tylko jak to zatrzymywać skoro – jak pan mówił – w Inowrocławiu już wiele się zmieniło?

Dużo się zmieniło, ale potrzebne są pieniądze – środki na prorozwojowe działania. Na czym polega problem? Kluczowy jest rynek pracy. Najniższe bezrobocie jest w dużych środkach. W miastach średniej wielkości wynosi około 10 proc. Ci, którzy postawią nacisk na rozwój średnich miast, wpłyną jednocześnie na rynek pracy i spadek bezrobocia. Pracowników brakuje najczęściej w największych miastach. Im mniejsze miasto, tym też niższe zarobki. Dlatego potencjał do poprawy sytuacji na rynku pracy leży przede wszystkim w średnich miastach.

Czy każda kolejna kadencja jest trudniejsza czy łatwiejsza? Jest pan prezydentem od 2002 roku…

Na pewno początek jest bardzo trudny. Pamiętam, że niemalże nie wychodziłem przez kilka pierwszych miesięcy z urzędu – przychodząc do pracy na 7.30 i wychodząc przed 19 czy 20. Później to się stopniowo zmieniło. I nieco mój czas pracy się skracał. To symboliczna odpowiedź na to, co jest w danym momencie trudne, jeśli bierze się pod uwagę bezpośrednie zaangażowanie w miejscu pracy. Trzeba na początek zrozumieć i opanować ten szalenie skomplikowany mechanizm.

A jak jest później? Chyba po latach naturalne jest pewnego rodzaju znużenie czy brak świeżości.

Mnie mieszkańcy mobilizują do tego, bym tę świeżość posiadał w każdym momencie. Bez względu na to, która jest kadencja. Tak jest też z innymi prezydentami czy burmistrzami: jeśli ktoś tracił świeżość, to wypadał z gry. My musimy być aktywni, mieć ciągle nowe pomysły. Być w interakcji z mieszkańcami, być zauważalni. Taka jest logika lokalnej polityki. Jak ktoś się do tego nie stosuje – to wypada. Już po pierwszej kadencji, nie osiągając piątej. Ja zmęczenia u siebie nie czuję. Być może dlatego tu jestem od 2002 roku.

A jak pan reaguje, gdy TVP używa hasła Brejzoland?

Kiedyś, kiedy pierwszy raz użyto tego sformułowania, coś mi w sercu skoczyło. Teraz to traktuję z przymrużeniem oka jako żart. I mówię: jeżeli to jest Brejzoland, wyspa demokracji, to cieszę się bardzo, witamy w Kaczystanie. W trudnych momentach historii Polacy często tak reagowali: z humorem. A tak poważnie: to są działania typowo polityczne, rodem z PRL, z ustroju, który część naszego pokolenia jeszcze pamięta.

Kontrole CBA też są czysto polityczne?

Tak, przede wszystkim polityczne. Kontrole są prowadzone nieustannie od lat. Właśnie się przypadkowo dowiedziałem o kontroli w wydziale lokalowym, gdzie CBA zażądało przekazania dokumentacji pewnych spraw z kilku ostatnich lat. Ale CBA nie ma prawa żądać takiej dokumentacji bezpośrednio od urzędnika, lecz od organu. A naczelnik wydziału nie jest żadnym organem. Jest nim prezydent lub burmistrz. Takich działań jest więcej. Jest też tak, że pytają mnie lokalni dziennikarze o jakieś podobno przeprowadzane w urzędzie kontrole CBA. A ja nic o tym nie wiem. Wysłałem raz pismo do Warszawy, do szefa CBA. I dostałem odpowiedź, że mam czekać i wszystko się wyjaśni. Po dwóch miesiącach rzeczywiście weszli do mnie agenci CBA i powiedzieli, że zaczynają kontrolę.

Dla pana PiS to centralizacja?

Tak. Samorząd nie mieści się w wizji państwa PiS. To moje obserwacje. Jestem samorządowcem od 1990 r. To nie budzi mojej wątpliwości. Według idei PiS i Jarosława Kaczyńskiego Polska ma być państwem scentralizowanym. Samorząd może być tylko wtedy, gdy na czele stoi funkcjonariusz PiS.

Z drugiej strony to PiS mówi o deglomeracji i wsparciu transportu lokalnego. To brzmi jak wsparcie.

Gdzie są pieniądze? PiS chce nam zabrać 6 mld zł ze względu na deklaracje prowyborcze związane z realizacją tzw. piątki Kaczyńskiego. To efekt ulg podatkowych. Pozbawia się nas pieniędzy, bo zmniejszą się nasze wpływy z podatku PIT. I w efekcie mniejsze będą możliwości wykonywania zadań prorozwojowych. Szykuje się upadek samorządu, jeśli PiS wygra wybory.

Na koniec pytanie o obchody rocznicy 4 czerwca.

Wybieram się, wybieramy się w dużej grupie do Gdańska. W Inowrocławiu będzie też uroczystość z tym związana. Jestem przekonany, że samorządowcy i przedstawiciele miast godnie będą obchodzić tę rocznicę.

Ludzie
Kandydat na prezydenta Krakowa, Andrzej Kulig: Kraków musi mieć metro
Ludzie
Wolontariusze zorganizują Wigilie dla samotnych starszych osób
Ludzie
Jest wniosek o Honorowe Obywatelstwo Województwa Małopolskiego dla Jerzego Buzka
Ludzie
Prof. Lidia Buda-Ożóg z Politechniki Rzeszowskiej laureatką nagrody im. prof. Stefana Bryły
Ludzie
Komisarze w urzędach, ale jeszcze nie wszystkich. Nowy rząd ich wymieni?
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10