Urzędnicy w Otwocku otworzyli jedyną ofertę, która była odpowiedzią na przetarg na wywóz śmieci z miasta, i otworzyli szeroko oczy. Firma proponowała trzykrotnie wyższą stawkę niż małe, podwarszawskie miasto miało na ten cel. Prezydent miasta nie kryje zdziwienia.
Po pierwsze, opłaty od mieszkańców nie pokryją trzykrotnego skoku. Po drugie, nie widzi on przyczyn aż tak wysokiej stawki. Po trzecie wreszcie, Otwock specjalnie ogłosił przetarg, bo chciał przyciągnąć jak najwięcej firm i spodziewał się nawet kilkunastu ofert. A przyszła jedna. – Przy ogłoszeniu przetargu zdecydowałem o wykluczeniu wszystkich zapisów, które mogłyby eliminować potencjalnych oferentów – mówi Jarosław Margielski, prezydent Otwocka. – Cały region warszawski jest dotknięty problemem drastycznie wzrastających stawek za odbiór odpadów i jest to bardzo niepokojące – dodaje.
Prezydenta zastanawia także fakt, że w tym samym czasie podwyższyły stawki za przyjęcie odpadów regionalne instalacje przetwarzania odpadów komunalnych (RIPOK). Wzrost był ogromny: z 250 zł do 580 za tonę. Zapłacą – oczywiście – mieszkańcy.
Prezydent postanowił zawalczyć. – Wystąpiłem w styczniu do UOKiK, czekam na odpowiedź – mówi. Zarówno prezydent, jak i inni samorządowcy przyznają, że czują się bezradni. Brak im narzędzi, by podwyżki zahamować.
Tajemniczy wzrost
Skąd podwyżki? Trudno jednoznacznie wskazać. Koszty wprawdzie poszły w górę, ale nie dwukrotnie. Firmy tłumaczą narzucanie wyższych cen rosnącymi kosztami prądu i paliw, „rynkiem pracownika”, czyli wzrostem płacy minimalnej. Rośnie ilość odpadów, a brakuje RIPOK, które z braku wystarczającej konkurencji narzucają wysokie ceny. Wzrosła też opłata za składowanie, tzw. opłata marszałkowska.