„Rzeczpospolita”: Karierę w samorządzie zaczynał pan w rodzinnym Raciborzu. Teraz chce pan tu wrócić i rządzić. Dlaczego?
Jacek Wojciechowicz: To miasto, od kiedy byłem tu wiceprezydentem w połowie lat 90., coraz bardziej podupada we wszystkich dziedzinach. Niemal 30 lat temu liczyło 66 tys. mieszkańców, a dziś jest niespełna 50 tys. Chciałbym swoje doświadczenie samorządowe wykorzystać i pomóc mojemu rodzinnemu miastu.
Czytaj więcej
Z najnowszego sondażu wynika, że przed drugą turą wyborów na prezydenta Wrocławia urzędujący prezydent Jacek Sutryk umacnia przewagę nad posłanką Izabelą Bodnar. Inne badanie mówi, że Bodnar cieszy się większym poparciem niż Sutryk.
W wyborach 7 kwietnia zdecydowanie pokonał pan urzędującego prezydenta miasta Dariusza Polowego, który dostał 30,85 proc. głosów, a pan 43,96 proc. Jak pan myśli co spowodowało, że mieszkańcy bardziej to panu uwierzyli, niż jemu?
Mam nadzieję, że z jednej strony to kwestia dobrego naszego programu, a z drugiej strony nieudanej kadencji obecnego prezydenta miasta i niezrealizowanych obietnic. Myślę, że przede wszystkim to zdecydowało o takim wyniku w pierwszej turze wyborów samorządowych.
Przez prawie dwadzieścia był pan związany z warszawskim samorządem: najpierw jako zastępca burmistrza czy burmistrz: Wawra, Wesołej i Targówka, a potem jako wieloletni pierwszy zastępca prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Co z doświadczeń warszawskich chce pan przenieść do Raciborza. Przecież nie budowę metra?
Oczywiście, że nie budowę metra. Ale jeśli nadzoruje się tak duże inwestycje infrastrukturalne jak budowa metra, to zdobywa się doświadczenie w nadzorowaniu i prowadzeniu inwestycji w ogóle. W zdobywaniu środków unijnych, w samym procesie inwestycyjnym.
Wiadomo, że nie będziemy budować w Raciborzu metra, ale będziemy budować inne rzeczy.