Na rynku automatów paczkowych zapanowała wolna amerykanka – kolejne firmy ogłaszają rozwój sieci tego typu urządzeń, a wyścig konkurentów (i to już nie tylko firm kurierskich, ale m.in. również sklepów spożywczych, stacji paliw oraz platform e-commerce) coraz mocniej zaburza miejską przestrzeń.
Nie wszystkim samorządom podoba się ów niekontrolowany zalew metalowych szaf. Tym bardziej że lokalne władze nie mają już narzędzi, aby powstrzymać „paczkomatozę”, jak przyjęło się już powszechnie określać to zjawisko. Broń do walki z pojawiającymi się masowo w przestrzeni miejskiej automatami wytrąciła im ubiegłoroczna nowela prawa budowlanego. Mimo to w niektórych magistratach szukają sposobów na uporządkowanie narastającego problemu.
Lawina automatów
Polska w ostatnim roku wyrosła na europejskiego lidera pod względem dynamiki rozbudowy sieci automatów paczkowych. Od lat prym wiedzie InPost, który wciąż rozstawia kolejne urządzenia – na koniec ub.r. miał ich 10,7 tys. w całym kraju, głównie w miastach, choć teraz na celowniku znalazły się miasteczka, a nawet wsie. Firma kierowana przez Rafała Brzoskę chwali się, że przez I półrocze br. rozstawiła 50 razy więcej skrytek w automatach do odbioru paczek niż łącznie wszyscy gracze, którzy mówią o rozwoju podobnych sieci. Efekt? W 2021 r. pojawiło się już ponad 5 tys. takich urządzeń, z czego 60 proc. we wsiach. Do końca roku InPost chce powiększyć bazę do 16 tys.
Czytaj więcej
Miejskich hal firmy nie boją się budować spekulacyjnie, nie na zamówienie. Wynajmują się na pniu już w czasie budowy.
Ale wyzwanie rzucają mu rywale, w tym Orlen i Allegro. Ten pierwszy postawił niedawno swoje urządzenia m.in. w Warszawie, Krakowie, Płocku, Gdańsku, Gdyni, Łodzi, Poznaniu, a także we Wrocławiu oraz na terenie aglomeracji śląskiej (ma ich już łącznie 200). Do końca 2022 r. koncern chce ich mieć jednak 2 tys., głównie w miejscach o dużym natężeniu ruchu. Z kolei Allegro w tym czasie zamierza uruchomić własne punkty paczkowe w 3 tys. lokalizacji.