Kilkanaście ostatnich dni to prawdziwe szaleństwo poszukiwań rąk do pracy – mówi Cezary Maciołek, prezes gdańskiej Grupy Progres, która specjalizuje się w usługach HR. Wyjaśnia, że niedawne poluzowanie obostrzeń w gastronomii i hotelarstwie, które zbiegło się ze sprzyjającą aurą, wywołało gwałtowny wzrost zapotrzebowania na pracowników w nadmorskich kurortach, gdzie już w czerwcu ściągnęły tłumy turystów.
W rezultacie zarówno lokalni przedsiębiorcy, jak i ci, którzy uruchamiają sezonowe biznesy, pilnie szukają teraz pracowników, przede wszystkim kelnerów, pomocy kuchennych, kucharzy i sprzedawców. Ofert sezonowej pracy jest teraz na Pomorzu nawet więcej niż przed rokiem, bo wiele branż odbija się po pandemii i próbuje szybko odrobić straty. Wśród nich jest branża hotelarsko-gastronomiczna (horeca), w której coraz więcej firm boryka się teraz z niedoborem pracowników.
Powodem tych problemów jest nie tylko odbicie na rynku pracy i duża konkurencja ofert w pracach przy zbiorach, w budownictwie czy w centrach logistycznych.
To także efekt pandemii: wskutek nawracających lockdownów i ograniczeń sanitarnych branża utraciła część dotychczasowych pracowników, którzy szukając bardziej stabilnych, a nierzadko też wyższych, zarobków, przeszli do pracy w centrach logistycznych czy w produkcji. Ta ostatnia, po niedawnych przestojach związanych z dostawami komponentów, teraz ożyła i również poszukuje rąk do pracy, potrzebnych także przy zbiorach.
Wakaty w metropoliach
Cezary Maciołek zwraca uwagę, że sytuację pracodawców pogorszyło środowe przywrócenie obowiązkowej, dziesięciodniowej kwarantanny dla osób przybywających spoza strefy Schengen. Ogranicza to napływ pracowników ze Wschodu, którzy od lat pomagają wypełnić sezonowe wakaty w horeca czy w handlu.