To, że życie teatralne wraca do normy, potwierdza najmocniej właśnie wznowienie – wielokrotnie wcześniej przekładanych – festiwali, a także premiery superprodukcji.
W warszawskiej Romie 30 maja odbędzie się prapremiera „Waitress”, musicalu po raz pierwszy pokazanego na nowojorskim Broadwayu w 2016 roku. To historia kobiety, która próbuje wyrwać się z nieudanego małżeństwa, odzyskać wolność i możliwość samodzielnego decydowania o własnym losie, wzruszająca i poruszająca, a zarazem pełna humoru i dowcipu.
Gwiazdy i młodzież
– „Waitress” to musical bardzo współczesny, bo oprócz tego, co dzieje się pomiędzy bohaterami na poziomie zwykłych wydarzeń, jest to spektakl o roli kobiet w dzisiejszym świecie, o ich emancypacji, która cały czas trwa, i o tym, że mają same prawo do decydowania o sobie – mówi Wojciech Kępczyński, reżyser.
– Jak zawsze w dobrym musicalu koncentrujemy się na konkretnych postaciach, bo tylko opowiadanie fabuły przez pryzmat indywidualnych doświadczeń ma sens i sprawia, że widz może sam odnieść się do tego, co widzi na scenie. Jak śpiewa główna bohaterka: „Momenty złe zyskują sens, gdy kończą się przemianą”.
CZYTAJ TAKŻE: Dramat w teatrach. „Trzecia fala okazała się najgorsza”