Tak często bywa w dużych miastach, które mają dwa kluby piłkarskie na wysokim poziomie. W Polsce najlepszym obok Łodzi przykładem jest Kraków, który ma Wisłę i Cracovię, grające w Ekstraklasie, czy trójmieskie drużyny Arka Gdynia i Lechia Gdańsk.
Można też do tej listy dopisać i Warszawę, bo chociaż Polonia Warszawa miała jeszcze niedawno olbrzymie kłopoty i dopiero powoli wychodzi na prostą (gra w III lidze), to kibice Legii ze wszelkich sił zniechęcali Gregoire’a Nitota do inwestowania w klub z Konwiktorskiej. Byle tylko sąsiad nie miał lepiej.
Biznes spotyka łódzkie kluby
Przed takim dylematem stawały też firmy, które chciały inwestować w łódzki futbol. Wsparcie dla ŁKS mogło skutkować zniechęceniem do siebie kibiców Widzewa i vice versa. Ten problem było już widać dziesięć lat temu i dlatego władze obu klubów zdecydowały się na wspólne szukanie sponsorów. Sami prezesi mówili wtedy, że wiele potencjalnie chętnych do zaangażowania się w futbol firm rezygnowało z obawy przed negatywną reakcją kibiców przeciwnej drużyny.
To nie jest łatwa sytuacja dla klubów, które do działania potrzebują solidnych i regularnych dopływów gotówki – i dla władz miasta, które chciałyby mieć u siebie sport na najwyższym poziomie. Sytuację komplikował fakt, że w polskiej piłce nie jest łatwo o sponsorów.
Władze Łodzi starały się temu zaradzić już kilka lat temu. – Już w 2011 roku, z inicjatywy prezydent miasta Łodzi Hanny Zdanowskiej, doszło do spotkania przedstawicieli biznesu z władzami czołowych klubów sportowych Łodzi: dwóch piłkarskich, dwóch koszykarskich, siatkarskiego i żużlowego.