Ograniczenia w komunikacji wprowadzono pod koniec marca. Zgodnie z nimi w autobusach i tramwajach nie tylko nie mogło być tłoku, ale pojazdem mogło podróżować tylko tyle osób, ile wynosi liczba miejsc siedzących podzielonych przez dwa. Zwykle było to kilkanaście do dwudziestu kilku osób.
Jednak powolne odmrażanie gospodarki spowodowało, że z autobusów, tramwajów, czy metra zaczęło korzystać więcej osób. – Od początku trwania epidemii Zarząd Transportu Metropolitalnego monitoruje sytuację. Wykonano ponad 44 tys. kontroli, a od końca marca odnotowanych zostało ok. 880 zdarzeń dotyczących zbyt dużej liczby pasażerów w danym pojeździe i sytuacji, gdy ze względu przekroczoną liczbę podróżnych, pasażerowie nie mogli wsiąść do pojazdu – przyznaje Kamila Rożnowska, rzecznik Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii, która odpowiada za organizację komunikacji w śląskich miastach.
Karanie kierowców
Także w Krakowie zdarzyły się przypadki, kiedy do tramwaju lub autobusu wsiadało więcej osób niż dopuszczały obowiązujące jeszcze limity. – W takich przypadkach prowadzący mieli obowiązek zgłosić taki fakt dyspozytorom, a ci z kolei starali się na taką trasą wysyłać dodatkowy tramwaj lub autobus – mówi Kamil Popiela z krakowskiego ratusza.
Wspomina, że na przystankach odbywały się kontrole policji i inspektorów ruchu MPK. – Jeżeli podczas takiej kontroli okazało się, że pasażerów jest zbyt dużo, policjanci prosili część osób o opuszczenie pojazdu, a na trasę był wysyłany dodatkowo autobus lub tramwaj. Nie było przypadków karania prowadzących – dodaje krakowski urzędnik.
CZYTAJ TAKŻE: Komunikacja miejska wraca do życia. „Koszty rosną, a rząd jest głuchy”