W pierwszych godzinach od uruchomienia możliwości występowania po mikropożyczki zgłosiło się do nas prawie 230 przedsiębiorców – mówi „Życiu Regionów” Urszula Murawska z Urzędu Pracy m.st. Warszawa. – To dużo, Warszawa jest największym rynkiem pracy w Polsce i spodziewamy się znaczącego wzrostu wniosków w kolejnych dniach – dodaje. – Dzwoni do nas i dopytuje się o pomoc mnóstwo osób, w ciągu godziny pojawiło się dziesięć wniosków złożonych drogą elektroniczną – wylicza też Maciej Sałdacz, zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy we Wrocławiu.
Pomoc dla małych
Mikropożyczki to jeden z instrumentów pomocowych przewidzianych w ramach tzw. tarczy antykryzysowej, która zaczęła obowiązywać od 1 kwietnia. Mogą się o nie ubiegać mikroprzedsiębiorcy, czyli najmniejsze firmy zatrudniające do dziewięciu osób. Pożyczka w wysokości 5 tys. zł, z przeznaczeniem na pokrycie bieżących kosztów prowadzenia działalności (np. rachunków za media), może zostać umorzona wraz z odsetkami. Pod warunkiem jednak, że pracodawca przez trzy miesiące od otrzymania pomocy nie zwolni ani jednego ze swoich pracowników.
CZYTAJ TAKŻE: Koronawirus pogrąża miejskie budżety. Zapłacą również mieszkańcy
Tarcza antykryzysowa przewiduje też, że mikro, małe i średnie firmy, które notują spadek obrotów, mogą ubiegać się o dopłaty do wynagrodzeń pracowników. Jeśli obroty spadną o 30 proc. lub więcej, dofinansowanie wyniesie 50 proc. płacy pracowników, maksymalnie jednak 50 proc. minimalnego wynagrodzenia (czyli 1300 zł) plus składki ZUS od tej kwoty. Jeśli obroty spadną o 50 proc. – dopłaty sięgną 70 proc. płacy minimalnej, a jeśli o 80 proc. lub więcej – 90 proc. płacy minimalnej.
Liczy się czas
O podobną pomoc przy odpowiednim spadku obrotów mogą ubiegać się także tzw. samozatrudnieni (czyli osoby prowadzące działalność gospodarczą i niezatrudniające nikogo).