Reklama
Rozwiń

Lepszy własny program niż „Czyste powietrze”

Choć sztandarowy program rządu Mateusza Morawieckiego przeszedł pewne zmiany, samorządy wątpią, czy przełoży się to na jego popularność.

Publikacja: 10.08.2019 14:05

Lepszy własny program niż „Czyste powietrze”

Foto: Shutterstock

Formalnie niemal co czwarta gmina chciałaby uczestniczyć w pilotażu programu „Czyste powietrze”. W rzeczywistości samorządowcy zdania nie zmieniają: program jest zbyt skomplikowany, dostępne pieniądze zbyt małe, a urzędnicy zbyt daleko.

Do tej pory 400 porozumień

Na zorganizowanej w ostatnią środę konferencji prasowej minister środowiska Henryk Kowalczyk prezentował niezachwiany optymizm. – Podpisano 400 porozumień z gminami. Ten proces trwa, jest bardzo zaawansowany. Trwają rozmowy z kolejnymi gminami, które interesują się tym programem – przekonywał minister.

Podpisywanie porozumień ruszyło mniej więcej w połowie lipca. W kolejce ma czekać jeszcze 200 jednostek samorządowych, które chciałyby spróbować swoich sił w programie „Czyste powietrze”.

Samorządowcy jednak tego entuzjazmu nie podzielają. – Jest takie przekonanie, że mieszkańcy dobrze postrzegają sytuację, gdy ich władze uczestniczą w jakimś dużym projekcie. To w jakimś stopniu działanie z obszaru public relations – mówi „Życiu Regionów” jeden z samorządowych włodarzy. – A ja uważam, że lepiej działać skutecznie niż wizerunkowo – kwituje.

CZYTAJ TAKŻE: Są pieniądze na walkę ze smogiem

Skuteczność dla samorządowców oznacza przede wszystkim prostotę. – Wymiana pieców czy poprawa systemu ogrzewania często dotyczy ludzi, którzy nie są wykształceni – opowiada „ŻR” Grzegorz Benedykciński, burmistrz Grodziska Mazowieckiego.

– U nas taki gminny program oznacza 70-procentową dopłatę do wymiany pieca i 20-procentową do wymiany przyłączy. Wszystko jest maksymalnie uproszczone i są rezultaty: w ciągu roku zmieniliśmy system ogrzewania w ponad 400 budynkach. To jakieś 1600 osób – wylicza.

Jak szacuje, do zrobienia jest jeszcze drugie tyle. Burmistrz daje sobie na to dwa lata. – Żeby w ogóle nie było tego typu pieców w mieście – dorzuca.

– U nas również strategia obejmuje własny program dopłat do wymiany źródeł ciepła – sekunduje mu burmistrz Lidzbarka Warmińskiego Jacek Wiśniowski. – I to się sprawdza, zresztą nie tylko na naszym terenie, ale też w wielu innych gminach, których sytuację znam. Na taki cel pieniądze zawsze się znajdą: czyste powietrze to też zysk dla gminy, pozwala „sprzedawać” lokalne walory środowiskowe, turystyczne, sportowe – kwituje.

Im jednak mniejsze ośrodki, tym mniej możliwości, więc wielu gospodarzy mniejszych miejscowości początkowo liczyło na „Czyste powietrze”.

– Na początku było u nas wielu chętnych, a przedstawiciele NFOŚiGW przedstawiali sytuację optymistycznie: my tu będziemy i samorządy nam niepotrzebne. Powątpiewaliśmy, mając już doświadczenia w innych „parasolowych” projektach – opowiada nam Krzysztof Iwaniuk, wójt Terespola i szef Związku Gmin Wiejskich. I, jak twierdzi, sceptycyzm był jak najbardziej uzasadniony.

– Mówiło się o dopłatach jakiejś astronomicznej wielkości, rzędu 90 procent potrzebnych kwot. Po tych spotkaniach wiele osób się szykowało, przychodziły do gminy. Jak zaczęliśmy się zagłębiać w szczegóły, wyszło, że poziom dofinansowania sięgnie 30 procent – kontynuuje. – Wtedy już zostały pojedyncze osoby, procedury w gminie przebrnęły dwie. A i one w końcu zrezygnowały – dodaje.

Tempo zwalnia

Bo poziom dofinansowania to niejedyny problem „Czystego powietrza”. Owszem, pieniądze się liczą, zwłaszcza w biedniejszych regionach – choćby we wschodniej Polsce. Według Iwaniuka tam problem często dotyczy rodzin, które funkcjonują dzięki wsparciu lokalnej pomocy społecznej: tu liczy się każda złotówka. A im dalej w las, tym więcej drzew: poza samymi pieniędzmi w toku wnioskowania okazywało się, że aplikujący musi przedstawiać rachunki, certyfikaty, rozmaite inne dokumenty. Przez elektroniczny formularz nie przebrnie bez pomocy urzędnika. A do tego trzeba jeszcze dorzucić obligatoryjną wycieczkę do najbliższego biura NFOŚiGW, od kilkudziesięciu do 200 kilometrów, licząc pobieżnie. – Ludzie mówią: „I po co to wszystko”, i rezygnują – ucina Iwaniuk.

CZYTAJ TAKŻE: Miasta chętnie wydają miliony na ochronę powietrza

Owszem, część z tych barier ma zniknąć. Po demonstracyjnej krytyce Brukseli w programie wprowadzono zmiany, m.in. dystrybucja środków nie będzie się już odbywać wyłącznie poprzez NFOŚiGW, ale też przez gminy: stąd te pilotażowe porozumienia. Dzięki nim gminy mają oddelegować do pomocy zainteresowanym urzędnika, który pomoże wypełnić dokumenty, sprawdzi złożony wniosek, naniesie korektę i wyśle do funduszu.

– Jeszcze jedno zadanie zlecone, na które w rzeczywistości nie będzie z budżetu centralnego żadnych pieniędzy – podsumowuje Iwaniuk. Porównuje je do wydawania dowodów osobistych: obowiązku gmin, który miał być refinansowany z budżetu. – Gdybym miał wydawać dowody w relacji do realnych pieniędzy, jakie dostajemy od rządu na to zadanie, musiałbym przeznaczyć na to zaledwie jeden dzień w tygodniu – mówi.

Podczas środowej konferencji resort środowiska poinformował, że dotychczas złożono 70 tys. wniosków na łączną kwotę 1,58 mld złotych (stan na 26 lipca).

Gdy się tym danym przypatrzymy, dostrzeżemy, że przez trzy tygodnie przybyło 5 tys. wniosków (stan na 5 lipca to niespełna 65 tys. wniosków). Oznaczałoby to, że statystycznie tempo składania wniosków maleje: w lipcu wychodziłoby ok. 7,5 tys. wniosków, podczas gdy średnia dla poprzednich miesięcy to ponad 10 tys. wniosków miesięcznie.

Cóż, mamy wakacje. A przynajmniej tak możemy sobie powtarzać.

Z regionów
Święta powodzian. Wspólne wigilie i kolacje w samotności
Z regionów
Świąteczne iluminacje w miastach. Oryginalne, ale nie za drogie
Z regionów
Anna Kovbasiuk: Miasta przyszłości
Z regionów
Rok 2024 był rokiem przełomu dla samorządów i ich władz
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Z regionów
W polskich miastach odbędą się Wigilie dla potrzebujących
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku