Mało chętnych na prawo jazdy. Będzie wzrost opłat?

Od połowy marca liczba chętnych do nauki jazdy spadła o ponad 90 procent. Szansą na przetrwanie dla szkół nauki jazdy mają być m.in. kursy online. Wiele ośrodków myśli też o podniesieniu opłat.

Publikacja: 06.05.2020 13:29

Mało chętnych na prawo jazdy. Będzie wzrost opłat?

Foto: mat.pras. WORD Białystok

Nikt nie jest w stanie przewidzieć, ile jeszcze potrwa czas pandemii i ograniczenia z nim związane. Gospodarka, choć powoli, wraca do funkcjonowania. Czas zarazy wymusza jednak specjalną troskę o bezpieczeństwo. Im mniej kontaktów bezpośrednich pomiędzy ludźmi – tym lepiej.

Ogromną popularność zyskuje w wielu sytuacjach metoda online. Na nią to właśnie zamierzają teraz stawiać również właściciele szkół nauki jazdy. Wielu z nich twierdzi, że od połowy marca liczba chętnych do nauki jazdy spadła o ponad 90 proc. Liczą jednak, że w czasach ograniczeń kontaktów podróżowanie własnym samochodem – zamiast korzystania z komunikacji zbiorowej – zyska na popularności.

CZYTAJ TAKŻE: Komunikacja miejska od święta. Koronawirus poprzestawiał rozkłady jazdy

Na razie jednak tłumów chętnych na naukę jazdy za pośrednictwem internetu nie widać. – To z czasem ma szansę się zmienić – uważają właściciele szkół i nie ukrywają, że bardzo na to liczą. W ich trudnej sytuacji pojawia się bowiem światełko w tunelu – Wojewódzkie Ośrodki Ruchu Drogowego powoli wracają do egzaminowania na prawo jazdy.

Pierwsze koty za płoty

Krzysztof Bandos, prezes zarządu Polskiej Federacji Stowarzyszeń Szkół Kierowców, która zrzesza ponad 600 szkół nauki jazdy z całego kraju, potwierdza w rozmowie z nami, że nie ma na co dłużej czekać z powrotem do działalności. – Rozpocząłem kurs online tuż przed wybuchem pandemii. Brało w nim udział 20 osób, 15 z nich taka forma nauki wystarczyła, piątka kwalifikuje się do powtórki stacjonarnej – opowiada. Już ten przykład pokazuje, że nie można całkowicie zrezygnować z kursów w formie tradycyjnej. – Powoli przymierzam się do uruchomienia także takich, oczywiście w miarę możliwości lokalowych – zastrzega Bandos.

Podobny plan ma Marcin Tarkowski, właściciel jednej ze szkół nauki jazdy na Podkarpaciu. – Zamiast 20 kandydatów będę mógł zapisać na kurs zaledwie 6, ale lepsze to, niż siedzieć z założonymi rękami i czekać, co los przyniesie – mówi nam Tarkowski. Problemem staje się jednak cena. Dziś taki kurs kosztuje 2100 zł. Jak przyznaje Tarkowski, jeszcze przed wybuchem pandemii myślał o podwyżce. Dodatkowe pieniądze bardzo by się przydały, bo przecież kursantom trzeba zapewnić środki dezynfekcji, czasem maseczki i rękawiczki, a wszystko to niemało  kosztuje. – Na razie pomysł o podwyższeniu opłaty odkładam na później. Ważne żeby mieć kursantów – mówi.

Kursant online

– Proponuję swoim klientom zaliczenie chociaż części teoretycznej w formie e-learningu, czyli wykładów online. Ale chętnych nie przybywa. W ostatnich trzech tygodniach  skierowałem do procedury uzyskania profilu kandydata na kierowcę zaledwie cztery osoby – mówi z kolei Janusz Kwieciński, właściciel szkoły na Mazowszu. Kolejni proponują również kurs prawa jazdy kat. B w formie voucherów podarunkowych, do zrealizowania w przyszłości.

Wiele szkół nauki jazdy kusi w internecie kursami online. ”U nas możesz uczyć się na telefonie czy komputerze”; „Szybki i skuteczny sposób na bezpieczne podróżowanie”; Szkolimy najlepiej jak się da”; „Niech koronawirus nie pokrzyżuje ci planów”; „Kiedy już będziemy mogli znowu jeździć, to Ty już będziesz dawno po teorii i od razu przystąpisz do jazd” – w taki sposób szkoły nauki jazdy kuszą niezdecydowanych.

CZYTAJ TAKŻE: Mniej kradzieży samochodów. Jakie auta giną najczęściej?

Sam proces zapisania się na taki kurs nie jest zbyt skomplikowany. Co do zasady wszędzie wygląda podobnie. Jak? Otóż po zalogowaniu się na platformie konkretnej szkoły należy wybierać kategorię, która nas interesuje. Po wybraniu swojej kategorii, ukaże się spis wszystkich lekcji. Całość podzielona jest na dwa rodzaje tematów. Najpierw – wiadomości ogólne i pojęcia podstawowe, a następnie nauka zasad poruszania się w ruchu drogowym.

Zwykle na platformie do nauki online znaleźć też można rysunki i filmy, pokazujące wszelkie zasady, które obowiązują na drodze. Oprócz rysunkowych instrukcji pojawiają się też filmy kręcone na prawdziwych drogach. Oglądając je, można lepiej wczuć się w daną sytuację na drodze.

Zachęta dla niezdecydowanych

Kiedyś pandemia się skończy i wszystko powinno wrócić do normy. Ale ta nowa „norma” może oznaczać droższe kursy i egzaminy na prawo jazdy. Już na początku roku dyrektorzy niektórych ośrodków ruchu drogowego sugerowali konieczność wzrostu ceny za egzamin. Proponowali podwyżkę o 35 proc. Ta oznaczałaby, że za egzamin praktyczny na najpopularniejszą z kategorii – B – płacilibyśmy nie 170, a 230 złotych.

Podwyżka ma dotyczyć także kursów. Ten na kategorię B ma kosztować nawet 3 tys zł. Powód? – Z ekonomicznego punktu widzenia nasza praca staje się po prostu coraz mniej opłacalna. Instruktor zarabia ok. 15-20 zł/godz – mówi nam jeden z nich.

Nikt nie jest w stanie przewidzieć, ile jeszcze potrwa czas pandemii i ograniczenia z nim związane. Gospodarka, choć powoli, wraca do funkcjonowania. Czas zarazy wymusza jednak specjalną troskę o bezpieczeństwo. Im mniej kontaktów bezpośrednich pomiędzy ludźmi – tym lepiej.

Ogromną popularność zyskuje w wielu sytuacjach metoda online. Na nią to właśnie zamierzają teraz stawiać również właściciele szkół nauki jazdy. Wielu z nich twierdzi, że od połowy marca liczba chętnych do nauki jazdy spadła o ponad 90 proc. Liczą jednak, że w czasach ograniczeń kontaktów podróżowanie własnym samochodem – zamiast korzystania z komunikacji zbiorowej – zyska na popularności.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Z regionów
Wybory samorządowe 2024: Koniec z wieloletnimi prezydentami i burmistrzami
Z regionów
Wybory samorządowe 2024: Ilu posłów zostanie prezydentami?
Z regionów
Prezydent miasta idzie do parlamentu? Rząd już nie wyznaczy komisarza
Z regionów
Z Sejmu do sejmiku: Którzy posłowie przenieśli się do samorządu?
Z regionów
Były wiceprezydent Warszawy wyjaśnia, czemu chce być prezydentem Raciborza