Aktywiści i organizacje „tut”, a rząd, gdzie?

Od kilkunastu dni do Polski codziennie trafia co najmniej 100 tysięcy osób, uciekających przez rosyjską agresją z Ukrainy.

Publikacja: 14.03.2022 14:02

Aktywiści i organizacje „tut”, a rząd, gdzie?

Foto: AFP

Szacuje się, że od 24 lutego trafiło już do nas ok. 1,5 mln uchodźców i uchodźczyń z Ukrainy i należy się spodziewać, że przyjedzie ich jeszcze więcej. Co zaskakujące przy tak ogromnej skali napływu osób, w kraju nie utworzono obozów dla uchodźców – do tej pory miejsca dla nich znajdowały się w prywatnych mieszkaniach Polek i Polaków. Społeczeństwo zdało egzamin z pierwszej, najpilniejszej pomocy i empatii, błyskawicznie organizując się tak, by zapewnić dach nad głową wszystkim potrzebującym.

„Rzadko czuję takie emocje, jak w chwili, gdy ujrzałem, jak Polacy przyjmują uchodźców na granicy z herbatą i zabierają ich do swoich domów. To niesamowite. Czyni mnie to dumnym z bycia Europejczykiem” – stwierdził wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans.

Na portalach społecznościowych powstały dziesiątki, jeśli nie setki, grup krajowych i lokalnych, dedykowanych pomocy w zakresie mieszkania, pożywienia, ubrań, pomocy prawnej, psychologicznej oraz medycznej. Skala pomocy oddolnej przerosła najśmielsze oczekiwania, ale pojawiają się już głosy mówiące o tym, że te zasoby powoli się wyczerpują i konieczne będzie wsparcie ze strony rządu. Dodatkowo, ogromna liczba inicjatyw prowadzi często do chaosu, co wydłuża niekiedy czas oczekiwania na pomoc. Aby ułatwić kontakt pomiędzy poszukującymi schronienia a osobami oferującymi lokum, powstała strona sos.ua.pl, a jednym z partnerów inicjatywy została Polska Akcja Humanitarna.

Powstało kilka zbiórek pieniędzy na osoby uchodźcze, organizowane za pośrednictwem portali takich jak Pomagam.pl czy SiePomaga.pl.

Na portalu Facebook funkcjonuje m.in. grupa Pomoc dla Ukrainy, zrzeszająca ponad pół miliona osób, a zbiórki żywności prowadzą nie tylko oddziały Banku Żywności, ale również restauracje, takie jak wegańska House of Seitan z Gdańska.

Paulina Markowska, jedna z założycielek podkreśla, że oprócz bycia punktem zbioru żywności, restauracja dostarcza ją również doraźnie, jeśli otrzyma informację, że gdzieś jej brakuje, np. w szkole podstawowej w Gdyni, gdzie znajdują się uchodźcy. Pomagają również zgłaszającym się do nich rodzicom z Ukrainy, wspierając ich nie tylko w zakresie żywności, ale też organizując im zakwaterowanie, ubrania, zabawki dla dzieci i wszystko, co jest w danym momencie potrzebne.

„Lokal przeznaczyłyśmy częściowo na magazyn, więc na chwilę obecną odpadła nam część stolików, bo są po prostu zajęte przez zebrane dary. Na naszej stronie internetowej uruchomiłyśmy opcję zakupu vouchera dla potrzebujących, za które zakupujemy najbardziej potrzebne produkty i dostarczamy je do punktów pomocowych lub bezpośrednio do potrzebujących. Nawiązałyśmy również kontakt z wegańską knajpą we Lwowie, która karmi osoby przybywające ze Wschodu roślinnym jedzeniem i organizujemy transport roślinnej żywności, bo na to również jest zapotrzebowanie. Dzisiaj szukamy nowego lokum dla dwóch matek z dziećmi, bo muszą pilnie opuścić dotychczasowe mieszkanie, a nie mogą zostać bez dachu nad głową” – mówi Markowska.

Rząd tymczasem chętnie potwierdza, że sytuacja jest pod kontrolą, nie dodając jednak, że zasługa należy wyłącznie do tysięcy aktywistów i aktywistek, szeregu organizacji pozarządowych oraz inicjatyw lokalnych. A pomoc dla osób z Ukrainy potrzebna jest w wielu kwestiach, zakładając, że spora część uchodźców i uchodźczyń zdecyduje się zostać u nas na dłużej. Nie mówimy zatem jedynie o pomocy doraźnej, ale umożliwieniu milionom osób zbudowania swojego życia na nowo w Polsce. To zaś wymaga wdrożenia szeregu działań, które pozwolą milionom uchodźców i uchodźczyń na swobodne funkcjonowanie w obcym kraju.

Jedną z takich wartościowych inicjatyw oddolnych jest „Polski projekt ASAP”, którego pomysłodawczynią jest Antonina Szulczyk, od lat nauczająca języka polskiego obcokrajowców. Projekt składa się z 30 godzin bezpłatnych lekcji języka polskiego, w formie nietypowego kursu, który mniej skupia się na gramatyce i niuansach językowych, a bardziej na ułatwieniu osobom z Ukrainy nauczenia się zwrotów przydatnych na co dzień. Projekt tworzy grupa nauczycieli języka polskiego jako obcego, których motywacją jest niesienie pomocy w dziedzinie, którą uważają za szczególnie istotną.

Czy to nie jest jednak odpowiedzialność polskiego rządu, aby zatroszczyć się o to, by miliony uciekających przed wojną osób były w stanie porozumieć się swobodnie w obcym kraju?

„Robimy to, bo to najprostsze – łatwiej zebrać gromadę młodych osób, chętnych aby pomóc, niż czekać na działania urzędników” – podkreśla Jacek Karaczun, jeden z twórców projektu.

„Oczywiście w dłuższej perspektywie inicjatywy oddolne – w tym takie dotyczące edukacji – nie wystarczą. Kluczowe jest m.in. to, aby resort zajął się zapewnieniem tysiącom osób miejsc w szkołach i w tym zakresie liczę na szeroko zakrojone działania ministerstwa” – dodaje.

Helena Krajewska z Polskiej Akcji Humanitarnej podkreśla, że wolontariuszy jest wielu, ale pomoc na granicy to „nie sprint, a maraton” i konieczne jest odpowiednie rozłożenie sił, aby nie wypalić się zbyt szybko.

„Na granicy z Ukrainą działamy w zasadzie od samego początku. To nie jest sytuacja, która rozwiąże się w ciągu dwóch tygodni, ona wymaga magazynowania ogromnej ilości energii na dłuższy czas. Być może taka pomoc natychmiastowa jak na granicach nie będzie już wkrótce potrzebna, ale konieczna będzie pomoc długofalowa, integracyjna. Pomoc w miastach, wsparcie w szukaniu pracy dla osób uchodźczych, miejsc w szkołach, przedszkolach oraz żłobkach dla ich dzieci, programy dotyczące integracji językowej i kulturowej, opieka medyczna, psychologiczna i społeczna” – wylicza. „Ten ogrom zadań, z którym mierzyć się w przyszłości będą głównie organizacje lokalne, stowarzyszenia czy fundacje, nie tylko my jako organizacje humanitarne, ale też takie, które już od lat działają na tych polach” – podkreśla Krajewska.

„U nas każdy wolontariusz jest cenny, cenimy każdy wkład, dbając jednak o to, żeby te osoby nie wypaliły się już w pierwszych tygodniach swojej działalności. Na granicy funkcjonujemy w trybie zmianowym, wysyłamy osoby do domu, żeby odpoczęły, zregenerowały siły i miały znów możliwość wrócić i działać dalej. Myślę że taka generalna zasada to właśnie pomagać z głową, mierzyć siły, sprawdzać, ile możemy z siebie dać i być może odpuścić na jakąś chwilę, a później wrócić na przykład do pracy w sposób bardziej zorganizowany, taki, który bardziej odpowiada naszemu wykształceniu. Na przykład psycholog, który na samym początku pomagał na dworcach, za tydzień czy dwa lepiej pomoże w zakresie udzielania darmowej pomocy społecznej osobom uchodźczym.” – podkreśla Krajewska.

Szacuje się, że od 24 lutego trafiło już do nas ok. 1,5 mln uchodźców i uchodźczyń z Ukrainy i należy się spodziewać, że przyjedzie ich jeszcze więcej. Co zaskakujące przy tak ogromnej skali napływu osób, w kraju nie utworzono obozów dla uchodźców – do tej pory miejsca dla nich znajdowały się w prywatnych mieszkaniach Polek i Polaków. Społeczeństwo zdało egzamin z pierwszej, najpilniejszej pomocy i empatii, błyskawicznie organizując się tak, by zapewnić dach nad głową wszystkim potrzebującym.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczności lokalne
Zmiany w służbie zdrowia idą jak po grudzie. "Tworzą się dodatkowe kolejki"
Społeczności lokalne
Po powodzi szkoły wracają do zajęć. "Powoli wracamy do normalności"
Społeczności lokalne
Miasta budują nowe szkoły. Co ze starymi? „Aż żałość bierze”
Społeczności lokalne
Rodzice do pracy, dziecko do darmowego żłobka
Społeczności lokalne
Aby mogli się spokojnie uczyć. Jak samorządy wspierają uczniów