Na przełomie lipca i sierpnia tego roku zawodowy tenis wróci do Sopotu. Nie będzie to na razie rozmach, jaki pamiętamy sprzed dekady, ale – jak utrzymuje dyrektor turnieju Mariusz Fyrstenberg – plan przewiduje rozwój.
W puli nowego challengera są 64 tys. euro plus hospitality (czyli darmowe zakwaterowanie i wyżywienie dla zawodników). Rozgrywki zaplanowano na kortach Sopockiego Klubu Tenisowego.
– Przyjmijmy na razie nazwę Sopot Open – proponuje w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Mariusz Fyrstenberg, były tenisista, pomysłodawca turnieju. Jak mówi, nosił się z tą ideą od dłuższego czasu. – Turniej ATP, który był tu kiedyś rozgrywany, wyprowadził nas w świat – mam na myśli Marcina Matkowskiego, Łukasza Kubota, no i siebie. Teraz chciałbym oddać tenisowi to, co wtedy dostałem. Zaczynamy od challengera, bo taka jest procedura. Później pewnie będzie większy challenger. Ale już myślę, jak za kilka lat wskoczyć do cyklu ATP Tour.
Rozmowy na temat zaangażowania miasta w imprezę trwają. Dyrektor Fyrstenberg jest dobrej myśli, bo jak podkreśla, Sopot jest bardzo prosportowy, a do tego urząd miasta dobrze wie, jak można pomóc marketingowo przy tego typu imprezie.
– Mam podejście misyjne: darmowy wstęp, jak najwięcej dzikich kart dla polskich tenisistów, rozgrywki i wsparcie dla graczy na wózkach, promocja tenisa w mieście, dzieci grające na Monciaku... – wylicza atrakcje Mariusz Fyrstenberg.