Niestety, jak kilka innych, na czele z przekopaniem Mierzei Wiślanej i planami zwiększonej wycinki Puszczy Białowieskiej. Przyczyny polityczne projektu stworzenia dwóch województw na bazie województwa mazowieckiego wydają się oczywiste – to przede wszystkim chęć zmiany niekorzystnego dla PiS rozdania wyborów samorządowych. Oficjalnie partia rządząca wskazuje, iż Warszawa zawyża wskaźniki, według których Unia Europejska przyznaje środki finansowe; i jest to bodaj jedyna przyczyna, jaką potrafi wskazać. Zastrzeżenia finansowe, organizacyjne i społeczne wobec (najprawdopodobniej przesądzonego) projektu Prawa i Sprawiedliwości płyną zarówno od ekspertów, jak i samorządowców. Przede wszystkim wskazują oni na niepotrzebne podwajanie organów administracji dwóch województw, a co za tym idzie zwiększenie kosztów ich funkcjonowania, oraz na możliwe niebezpieczeństwo zamrożenia unijnych funduszy, przyznanych dotychczas na województwo mazowieckie jako całość. Przede wszystkim jednak na iluzoryczność potencjalnych korzyści, podporządkowanych rozdziałowi przecenianych środków unijnych.
Ostatecznie najpoważniejsze i tak będą skutki społeczne operacji. Wydaje się bowiem, że mieszkańcy Mazowsza czują się mocno związani ze stolicą, podobnie jak warszawiacy czują się związani z Mazowszem. I jedni, i drudzy są dumni ze swoich osiągnięć i zdają sobie sprawę, że pracują na wspólny sukces. Zapominając na chwilę o licznych nieprawidłowościach funkcjonowania Polski po 1989 r., samorządowego sukcesu i rozwoju poszczególnych regionów ani Polsce, ani Polakom, ani w szczególności mieszkańcom Mazowsza nie można odmówić. Dla tych ostatnich jego osią było administracyjne i mentalne związanie Mazowsza i Warszawy. Dziś rząd chce je rozbić.
Prócz oczywistych przyczyn politycznych proponowanego podziału za tą zmianą stoi coś więcej. Kompulsywna pseudoaktywność za wszelką cenę. Aktywność, która nie pozwala istnieć nawet sprawnie działającym instytucjom, przepisom, urządzeniom. Aktywność przesłaniająca rzeczywiste problemy i uniemożliwiająca drobne, potrzebne czasami, korekty.
Zwiększanie liczby województw (plany dotyczą nie tylko Warszawy i Mazowsza), bez oglądania się na konsekwencje może okazać się początkiem końca „dobrej zmiany". O ile nie wszyscy obywatele widzą konieczność walki w obronie mediów czy Trybunału Konstytucyjnego, o tyle wszyscy mogą poczuć się rozgoryczeni narzuconą, nieracjonalną zmianą ich lokalnej rzeczywistości. Z wysokim prawdopodobieństwem można powiedzieć, że przełoży się ona na sprawy całkowicie konkretne. Pozbawi mieszkańców Mazowsza dumy z Warszawy, a Warszawę jeszcze bardziej utwierdzi w jej mocnej pozycji, która może nie dawać już siły całemu Mazowszu.