Rz: Dziś nic nie słychać o tym, żeby w stolicy istniała taka dyscyplina jak łyżwiarstwo figurowe...
Ewa Jabłonowska-Kierzkowska: Na arenie międzynarodowej – tak jak w polskim łyżwiarstwie – przeżywamy regres. Ale jeśli zajrzeć do rankingów młodzieżowych, to Warszawa przoduje w kraju. Podtrzymujemy dobre warszawskie tradycje, szczególnie w kategorii solistek, choć mamy też kilku utalentowanych juniorów. Brakuje nam tylko dobrych par sportowych i tanecznych, ale w tych konkurencjach najbardziej odczuwamy problemy, jakie nękają naszą dyscyplinę w Warszawie – brak wolnych godzin na lodzie, by przeprowadzić dodatkowe treningi.
Kiedy o godzinie 13 zajrzałem na lodowisko Torwar II, było pusto...
To jest pewien paradoks, dzieci nie mogą trenować wtedy, kiedy na tafli jest pusto, bo się uczą. Problem polega na tym, że szkoły nie są w stanie dostosować się do harmonogramu lodowiska. Torwar II jest więc jedynym w Polsce, a może i na świecie, lodowiskiem, na którym szkolenie wyczynowe w godzinach 10–14 jest nierealne ze względu na brak koordynacji z zajęciami szkolnymi. Czasami wynajmują je szkoły na lekcje wychowania fizycznego lub uczelnie. Trudno jest zorganizować klasę z 20–25 zawodnikami w jednym wieku i to utrudnia powołanie klas sportowych dla łyżwiarzy.
Kiedy więc zawodnicy trenują?