Pracownicy Gospodarstwa Rybackiego w Mikołajkach wprowadzili jesienią 10 tys. węgorzy europejskich do jezior, na których gospodarują. O tym jak się to robi, opowiada „Rzeczpospolitej" Radosław Lewandowski, ichtiolog z GR w Mikołajkach:
– Zarybienia naszych jezior węgorzem przeprowadzamy od lipca do września i co roku inną wielkością małego węgorzyka (ryby mają 3,5–10 gramów), w zależności od tego, jaki jest aktualnie najlepszy na rynku – mówi Radosław Lewandowski.
– Węgorzyki są przywożone w styropianowych kontenerach. Trafiają na łodzie i rybacy płynąc wzdłuż jeziora partiami wypuszczają ryby do wody. Aby zwiększyć ich szanse na przeżycie, nie można tego zrobić w jednym miejscu. Węgorzyki muszą mieć możliwość ucieczki przed drapieżnikami – wyjaśnia.
Wielka wędrówka
Zarybianie jezior węgorzem prowadzą też inne gospodarstwa. Np. GR w Mrągowie wypuściło trzy lata temu 35 tys. węgorzyków. Wiek dojrzały (7–10 lat) osiągnie ok. 30 proc. z nich. Przez ten czas samice węgorza urosną do 200 cm i 9 kg. Samce są dużo mniejsze – osiągają maksymalnie 60 cm i ważą do 0,35 kg. Z wyglądu przypominają sznurówki.
Mikołajscy rybacy kupili węgorzyki w firmie Grupa Aqua z Olsztyna. Jest to jedna z zaledwie kilku firm w Polsce, która oferuje rybakom żywe, podrośnięte węgorzyki. Dlaczego jest to tak deficytowy produkt? Andrzej Karpiński, właściciel Grupy Aqua, podkreśla, że jeszcze w latach 60. węgorze dopływały do Bałtyku i Polski. Jako ryba dwuśrodowiskowa węgorze mogą żyć i w wodach słonych, i słodkich. Łowiono je więc i w Zalewie Wiślanym, i w mazurskich jeziorach.