Ich projekt budowy elektrowni na słomę w Lublinie spotkał się z silnym oporem lokalnej społeczności. Pod górkę ma też Polska Grupa Energetyczna, która w tym samym mieście chciałaby postawić nowy blok na biomasę – słomę i zrębki drzewne. Takie protesty w przypadku inwestycji energetycznych w naszym kraju to już niemal norma.
Z jednej strony chcielibyśmy mieć więcej siłowni, które produkują mało CO2 lub są wręcz zeroemisyjne, z drugiej – wolelibyśmy, by te bioelektrownie, spalarnie odpadów, biogazownie czy farmy wiatrowe powstawały jak najdalej od naszych domów. Bo za dużo tirów, bo nieprzyjemny zapach, bo za duży hałas itp. To oczywiste – nikt nie chce dobrowolnie rezygnować z komfortu. Jeśli do tego dochodzi obawa o utratę bezpieczeństwa w związku z natężeniem ruchu ulicznego czy zdrowia związana z emisją spalin i związków chemicznych, to na nic się zdadzą argumenty inwestorów o innowacyjnych technologiach, budowie rynku dostawców, nowych miejscach pracy albo bezpieczeństwie dostaw prądu.