Ma słabość do boksu, papierosów i alkoholu. Nie trzymają się go pieniądze, przyjaciele i kobiety. W lubelskiej policji jednak nie ma sobie równych. Urodził się za caratu, dojrzewał w II Rzeczypospolitej, a na stare lata na własnej skórze doświadczył stalinizmu. Tak prezentuje się sylwetka komisarza Zygmunta Maciejewskiego, stworzona przez lubelskiego pisarza Marcina Wrońskiego. Przez dekadę „Zyga" stał się bohaterem jednego z najpopularniejszych i najbardziej docenianych cykli retrokryminałów w Polsce.
Jednak wszystko, co dobre, ma kiedyś swój koniec i Marcin Wroński zapowiada, że wydany właśnie „Czas Herkulesów" jest ostatnią powieścią z serii. – Więcej niż dziesięć kryminałów w cyklu to za dużo. Ja bym udźwignął, ale mój bohater i jego świat już nie. Kolejne powieści powstawałyby kosztem ich jakości – tłumaczy swoją decyzję pisarz. Choć i tak zasługuje na podziw, że tak wszechstronnie utalentowany pisarz i człowiek o licznych zainteresowaniach tworzył przez dekadę cykl na tak wysokim poziomie o jednym bohaterze.
– Nigdy nie chciałem być epigonem Marka Krajewskiego, Agathy Christie czy Raymonda Chandlera, więc wymyśliłem sobie, że uniknę tego, jeśli każda książka będzie inna. Dotychczas się to udawało, tylko jak długo można? Gdzieś po prostu kończą się horyzonty. Zygmunt Maciejewski był dobrym bokserem. A kiedy zazwyczaj odchodzi dobry sportowiec? Nie kiedy byle fajtłapa nokautuje go w ringu, tylko wtedy gdy jeszcze jest dobry.
Piękne pożegnanie
Dla rozczarowanych miłośników „Zygi" Maciejewskiego jest jedna dobra wiadomość. Na pożegnanie jeszcze ukaże się niedługo zbiór opowiadań o lubelskim policjancie. W dodatku nie tylko autorstwa Marcina Wrońskiego, ale też innych autorów, którzy złożą tej postaci swoisty pisarski trybut.
W odpowiedzi na sugestię, że bokserzy mają skłonność do spektakularnych powrotów na ring, Wroński mówi: – To jest pytanie, co chcemy w życiu robić. Czy interesuje nas skok na kasę, czy bardziej pragniemy ciągłości. Pociągająca jest myśl, że gdy napadniemy na bank, to zgarniemy milion dolarów i do końca życia nie będziemy nic robić. Wiemy jednak, że na ogół kończy się to zupełnie inaczej.