Raz się skacze, raz się płacze

Norbert Kobielski ma 20 lat i jest rok młodszy od rekordu Polski w skoku wzwyż. Twierdzi, że dla rekordów nie skacze, ale to w nim wielu widzi kandydata do pobicia legendarnego wyniku Artura Partyki.

Publikacja: 25.10.2017 21:30

Raz się skacze, raz się płacze

Foto: materiały prasowe

Kobielski to tegoroczny seniorski wicemistrz Polski i mistrz wśród młodzieżowców. Szybko awansował do czołówki. Czy jest w stanie doskoczyć aż do rekordu kraju? Jego trener Lech Krakowiak wierzy, że tak. Artur Partyka mocno do tego zachęca.

Jest z rocznika 1997, czyli według psychologów społecznych młodym człowiekiem z pokolenia Y, które większość czasu spędza przy komputerach i konsolach do gier. Ale w tym prostym schemacie trudno go zamknąć. Od dziecka bardziej niż w komputerze wolał gry na boiskach. Widać to między innymi po długiej i zawiłej drodze, jaką pokonał, żeby w końcu, cztery lata temu, trafić na skocznię wzwyż. Zaczynał od pływania, potem był pomocnikiem i obrońcą w piłkarskiej Cuiavii Inowrocław, tańczył hip-hopa w klubie osiedlowym, trenował boks, najczęściej waląc tylko w worek, bo na sparingi był zbyt młody. Grał w siatkówkę i koszykówkę, podziwiając przy tym Kobego Bryanta, gracza Los Angeles Lakers, a przez całe liceum jako uczeń klasy sportowo-obronnej w Kościelcu pod Inowrocławiem, reprezentował szkołę w rozgrywkach piłki ręcznej.

Poszukiwania

Gdy postanowił, że będzie skakał, już pierwsze międzyszkolne zawody wygrał z dużą przewagą. Od razu trafił do klubu MKS Inowrocław i trenera Dariusza Niemczyna. Po niecałym roku był już w juniorskiej reprezentacji Polski, wkrótce może być w nowym klubie. O Kobielskiego upomina się Bydgoszcz, gdzie na co dzień mieszka w akademiku i studiuje wychowanie fizyczne na uniwersytecie, ale również Opole i Lublin. – Na początku chciałem dogonić Igora Kopalę. W pierwszej ogólnopolskiej olimpiadzie młodzieży, w której startowałem, on był drugi, ja 12. Z czasem skakałem wyżej. Później chciałem przeskoczyć Wojciecha Theinera i już to zrobiłem. Teraz wynikami chcę równać do Sylwestra Bednarka – deklaruje odważnie Kobielski.

– Norbert jest zupełnie innym typem zawodnika, niż byłem ja. Ma bardzo dobre warunki fizyczne, jest naturalnie silny, ma moc i duży potencjał – charakteryzuje inowrocławianina dla „Rzeczpospolitej" Artur Partyka, polska legenda skoku wzwyż, srebrny medalista olimpijski.

Czy gdyby Kobielski wcześniej trafił do skoku wzwyż, dzisiaj byłby w innym miejscu? – Niekoniecznie, nie można tego stwierdzić. Długo szukał tego jedynego sportu. Być może gdyby znalazł za szybko, też porzuciłby, jak pozostałe – odpowiada Lech Krakowiak, trener reprezentacji Polski, który z Kobielskim pracuje od roku. – Przez ten okres wykonał kawał dobrej roboty. Ma jeszcze duże rezerwy, będziemy chcieli je wykrzesać i wykorzystać. Na ten rok założyliśmy regularne skakanie w granicach 220–222 cm i to się udało. W nowym sezonie podniesiemy poprzeczkę i zawiesimy ją na 224–226 cm – dodaje Krakowiak.

Podobnie o początku kariery Kobielskiego wypowiada się Partyka: – To, że trenuje dopiero od czterech lat wcale nie jest dużym problemem. W najbliższych sezonach może być to nawet jego atutem. Jeśli zachowa taką dynamikę w osiąganiu wyników, szybko może przejść do naprawdę wysokiego skakania.

Szlifowanie formy

Kobielski już zimą zapowiadał, że 2017 r. będzie dla niego przełomowym sezonem. Czekały go dwie duże imprezy – młodzieżowe mistrzostwa Europy w Bydgoszczy i letnia Uniwersjada w Tajpej. Trzecia pojawiła się nagle. O tym, że leci do Lille na seniorskie drużynowe mistrzostwa Europy, dowiedział się, będąc w drodze na dworzec kolejowy, z którego miał odjechać do Łodzi na konsultację reprezentacji. Informacje, że zastąpi Bednarka, dostał tak późno, że zdążył tylko wrócić do domu, wrzucić do torby dodatkowe rzeczy, załatwić formalności z biletem i zdążyć na pociąg do Warszawy. We Francji, gdzie Polacy osiągnęli historyczny rezultat i zajęli drugie miejsce, debiutując w seniorskiej kadrze, skoczył 222 cm i był czwarty.

Do późniejszych bydgoskich mistrzostw młodzieżowców podchodził z czwartym wynikiem w Europie i mocno podbudowany dobrym występem we Francji. Było 219 cm i ósme miejsce. – Jak to powiedział Sylwek Bednarek: „Raz się skacze, raz się płacze" – stwierdził przed kamerą po zakończeniu konkursu. Łez rzeczywiście nie ukrywał. Te ze złości, spowodowane nie najlepszym wynikiem, później wymieszały się z tymi z radości, bo po konkursie jeszcze na trybunach stadionu oświadczył się Agacie, też trenującej lekką atletykę. Cała sytuacja zilustrowana zdjęciem trafiła na stronę jednego z tabloidowych portali internetowych. – Nie wiem dlaczego, ale na stadionie Zawiszy konkursy nigdy nie układają się tak, jakbym tego chciał. Wtedy miało być inaczej. Morale były wysokie, bo wróciłem z Lille, na trybunach miałem fan club, około 50 osób – byli rodzina, znajomi, a po mojej rozgrzewce żartowano, że ludzie wyszli ze stadionu i poszli do zakładu bukmacherskiego obstawiać, że skoczę 230 cm. Chciałem pokazać, kto tu rządzi, a skończyło się fatalnie – ocenił.

Inaczej miało też być na Uniwersjadzie w Tajpej, na Tajwanie. – Przez eliminacje przeszedłem najmniejszym nakładem sił, czułem się świetnie. Tak samo było w finale, ale tylko do czasu. W zawodach startowało wielu zawodników, na dodatek często zrzucali poprzeczkę. Przez to po dwóch oddanych skokach długo czekałem na kolejny. Gdy w końcu zacząłem się do niego przygotowywać, już wiedziałem, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Nie czułem nóg od kolan w dół. Czułem za to, że całkowicie odcięło mi prąd. Źle biegałem, fatalnie się wybijałem. Z tego nie mogło wyjść nic dobrego. Była więc niestety dziesiąta pozycja – podsumowuje inowrocławianin. – Zrzuciłbym to na jego młody wiek, w tym roku skończył dopiero 20 lat, młodzieżowcem jest od niedawna. A to, że potrafi wysoko skakać, pokazywał wielokrotnie. Będziemy pracować nad tym, żeby wyeliminować takie słabsze występy – tłumaczy dla „Rz" Lech Krakowiak.

Od 21 lat na pobicie czeka nieco już zakurzony rekord Artura Partyki, który w sierpniu 1996 roku na zawodach w niemieckim Eberstadt pokonał poprzeczkę zawieszoną na wysokości 238 cm. Kobielski urodził się pół roku później. – Nie nastawiam się na bicie rekordów. Chyba jeszcze nie potrafię uwierzyć, że skoro przez tyle lat nikt nie może pobić rekordu kraju, to dlaczego ja miałbym to zrobić. Co oczywiście nie zmienia faktu, że gdy tylko zbliżę się do tej wysokości, zaatakuję ją. Sportowy cel mam inny – medal na igrzyskach olimpijskich – deklaruje Kobielski.

Pod dobrą opieką

W swojego zawodnika wierzy Lech Krakowiak. – Obok Sylwestra Bednarka, Norbert na pewno jest kandydatem na nowego rekordzistę. Jeśli nie będą przeszkadzały mu kontuzje, może to zrobić w ciągu kilku najbliższych lat. Jego rozwój planujemy stopniowo. Za dwa lata są młodzieżowe mistrzostwa Europy, które będą dla niego generalnym sprawdzianem przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio w 2020 roku.

Artur Partyka: – Ważne jest, żeby ustabilizował skakanie na dobrej wysokości, powtarzalność to ważny aspekt. Jestem o to spokojny, Norbert jest pod opieką klasowego fachowca. Wydaje mi się, że w nowym sezonie lub w następnym, jest w stanie przełamać 230 cm. Na igrzyskach w Tokio będzie miał 23 lata. To świetny wiek na osiąganie dużych sukcesów. Jeśli będzie miał w sobie moc, niech bije się o najwyższe cele. A co do rekordu kraju, to zachęcam do jego poprawienia, bo 21 lat to o wiele za długo. Niech ten mój rekord wreszcie padnie.

Kobielski to tegoroczny seniorski wicemistrz Polski i mistrz wśród młodzieżowców. Szybko awansował do czołówki. Czy jest w stanie doskoczyć aż do rekordu kraju? Jego trener Lech Krakowiak wierzy, że tak. Artur Partyka mocno do tego zachęca.

Jest z rocznika 1997, czyli według psychologów społecznych młodym człowiekiem z pokolenia Y, które większość czasu spędza przy komputerach i konsolach do gier. Ale w tym prostym schemacie trudno go zamknąć. Od dziecka bardziej niż w komputerze wolał gry na boiskach. Widać to między innymi po długiej i zawiłej drodze, jaką pokonał, żeby w końcu, cztery lata temu, trafić na skocznię wzwyż. Zaczynał od pływania, potem był pomocnikiem i obrońcą w piłkarskiej Cuiavii Inowrocław, tańczył hip-hopa w klubie osiedlowym, trenował boks, najczęściej waląc tylko w worek, bo na sparingi był zbyt młody. Grał w siatkówkę i koszykówkę, podziwiając przy tym Kobego Bryanta, gracza Los Angeles Lakers, a przez całe liceum jako uczeń klasy sportowo-obronnej w Kościelcu pod Inowrocławiem, reprezentował szkołę w rozgrywkach piłki ręcznej.

Pozostało 85% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break