Kobielski to tegoroczny seniorski wicemistrz Polski i mistrz wśród młodzieżowców. Szybko awansował do czołówki. Czy jest w stanie doskoczyć aż do rekordu kraju? Jego trener Lech Krakowiak wierzy, że tak. Artur Partyka mocno do tego zachęca.
Jest z rocznika 1997, czyli według psychologów społecznych młodym człowiekiem z pokolenia Y, które większość czasu spędza przy komputerach i konsolach do gier. Ale w tym prostym schemacie trudno go zamknąć. Od dziecka bardziej niż w komputerze wolał gry na boiskach. Widać to między innymi po długiej i zawiłej drodze, jaką pokonał, żeby w końcu, cztery lata temu, trafić na skocznię wzwyż. Zaczynał od pływania, potem był pomocnikiem i obrońcą w piłkarskiej Cuiavii Inowrocław, tańczył hip-hopa w klubie osiedlowym, trenował boks, najczęściej waląc tylko w worek, bo na sparingi był zbyt młody. Grał w siatkówkę i koszykówkę, podziwiając przy tym Kobego Bryanta, gracza Los Angeles Lakers, a przez całe liceum jako uczeń klasy sportowo-obronnej w Kościelcu pod Inowrocławiem, reprezentował szkołę w rozgrywkach piłki ręcznej.
Poszukiwania
Gdy postanowił, że będzie skakał, już pierwsze międzyszkolne zawody wygrał z dużą przewagą. Od razu trafił do klubu MKS Inowrocław i trenera Dariusza Niemczyna. Po niecałym roku był już w juniorskiej reprezentacji Polski, wkrótce może być w nowym klubie. O Kobielskiego upomina się Bydgoszcz, gdzie na co dzień mieszka w akademiku i studiuje wychowanie fizyczne na uniwersytecie, ale również Opole i Lublin. – Na początku chciałem dogonić Igora Kopalę. W pierwszej ogólnopolskiej olimpiadzie młodzieży, w której startowałem, on był drugi, ja 12. Z czasem skakałem wyżej. Później chciałem przeskoczyć Wojciecha Theinera i już to zrobiłem. Teraz wynikami chcę równać do Sylwestra Bednarka – deklaruje odważnie Kobielski.
– Norbert jest zupełnie innym typem zawodnika, niż byłem ja. Ma bardzo dobre warunki fizyczne, jest naturalnie silny, ma moc i duży potencjał – charakteryzuje inowrocławianina dla „Rzeczpospolitej" Artur Partyka, polska legenda skoku wzwyż, srebrny medalista olimpijski.
Czy gdyby Kobielski wcześniej trafił do skoku wzwyż, dzisiaj byłby w innym miejscu? – Niekoniecznie, nie można tego stwierdzić. Długo szukał tego jedynego sportu. Być może gdyby znalazł za szybko, też porzuciłby, jak pozostałe – odpowiada Lech Krakowiak, trener reprezentacji Polski, który z Kobielskim pracuje od roku. – Przez ten okres wykonał kawał dobrej roboty. Ma jeszcze duże rezerwy, będziemy chcieli je wykrzesać i wykorzystać. Na ten rok założyliśmy regularne skakanie w granicach 220–222 cm i to się udało. W nowym sezonie podniesiemy poprzeczkę i zawiesimy ją na 224–226 cm – dodaje Krakowiak.