Powieść niezwykle ważna dla regionu lubuskiego, rekonstruująca życie zielonogórskich winiarzy z lat 30. dwudziestego wieku. Na moment przed wojną, która zmieni region nieodwracalnie, odcinając od niemieckiego języka i kultury.
– Ziemie zachodnie to terytorium dosyć obce w polskiej kulturze i świadomości. Nasi rodzice i dziadkowie nie sądzili, że spędzą tu całe życie – opowiada „Rzeczpospolitej" Krzysztof Fedorowicz. – Wydawało im się, że przyjechali tu na niedługi czas. Myśleli, że wrócą tam, skąd zostali przesiedleni. To było takie doraźne życie, z dnia na dzień. Bez świadomości tradycji i historii miejsca – dodaje.
Powieść „Grünberg" z 2012 nie była pierwszym doświadczeniem literackim Krzysztofa Fedorowicza. Już wcześniej zdobył uznanie jako poeta tomikami „Martwa natura" (1998) czy „Imiona własne" (2000). Za ten drugi zbiór zdobył nagrodę Lubuskiego Wawrzynu Literackiego, podobnie zresztą jak za „Grünberg" w 2012 r.
Prawdziwa historia
– Za komuny obowiązywała propaganda, która mówiła, że to są ziemie odzyskane, od zawsze polskie – kontynuuje opowieść pisarz. – Zamalowywano i ograniczano wiedzę dotyczącą prawdziwej historii tych miejsc. A to było pogranicze różnorodne kulturowo. Najdłużej pod panowaniem korony czeskiej. Później rządzili Habsburgowie, a w 1741 r. te ziemie weszły w skład Prus.
Historia winnic i tradycji winiarskiej była związana z niemieckością regionu, dlatego została przez komunistyczne władze skazana na zapomnienie po 1945 r. W powieści oddaje to przejmująca scena opisująca karczowanie winorośli radzieckim traktorem: „ciężkim pługiem robią głęboką orkę, ciągnik staje dęba, grube pnie i długie korzenie starych krzewów nie dają za wygraną, nie poddają się, jak lwy bronią winnicy. Obcy gapią się z niedowierzaniem, kiwają głowami, gdy ich oczom ukazuje się kilkudziesięciometrowy korzeń, co pruje ziemię, rozbebesza, bezceremonialnie otwiera, pozostawiając głęboką bliznę".