Są rzeczywiście gminy wiejskie, które nie są w stanie tej części budżetu wygenerować. W budżetach dużych miast istotny udział ma PIT i CIT. W gminach wiejskich tego praktycznie nie ma, a podatek rolny to są grosze.
W strukturze budżetu gminy wiejskiej ważą przede wszystkim koszt prowadzenia zadań oświatowych i opieka społeczna. Oświata to często 50–60 proc., kiedy w miastach 20–30 proc. Mała gmina wiejska z typowo wiejską strukturą budżetu sobie nie poradzi, bo ona ledwo utrzymuje urząd i kilkunastu urzędników. Nie ma pieniędzy, nie ma samodzielności, nie ma możliwości sięgania po środki zewnętrzne. Nie ma nawet możliwości utrzymania szkoły na dobrym poziomie. Cena kształcenia jednego ucznia w Polsce waha się od 5 do 25 tys. zł, zależnie od tego, czy jest to mała gmina wiejska i mały oddział, czy duże miasto. W dużym mieście subwencja może wystarczyć na podstawowy poziom kształcenia, w małej gminie wiejskiej raczej nie.
To co robić?
Patrzymy z niepokojem na gminy, które mają małe dochody, problem z utrzymaniem się i nie mają za bardzo możliwości zmiany tej sytuacji.
Zabiegamy np. od lat o subwencję ekologiczną. W Polsce jest mnóstwo obszarów chronionych, które nie zawsze przynoszą dochody jednostce samorządu terytorialnego. Są gminy wiejskie z obszarem, na którym nie można nic zbudować czy prowadzić działalności gospodarczej. Czasem ratunkiem jest turystyka, ale przeważnie obszar chroniony wyłącza z jakiejkolwiek możliwości zagospodarowania.
Z tego, co pan mówi, wynika, że wiele polskich gmin wiejskich czeka czarna przyszłość?
Wydaje się, że bardzo poważne problemy mogą dotyczyć nawet kilkunastu procent gmin wiejskich. Widać zjawisko konkurencji pomiędzy gminami. Ich władze chcą dać mieszkańcom więcej, niż mogą. To prowadzi donikąd, trzeba mieć poczucie rozsądku.
Są pewne zachęty dotyczące łączenia gmin, ale są one za małe.
Jak pan ocenia zmiany w prawie wyborczym?
Samo ograniczenie liczby kadencji uważamy za niekonstytucyjne. Jest to ograniczenie przede wszystkim dla wyborców, nie samorządowców. Wydłużenie kadencji do 5 lat trochę to łagodzi. Ale wszystkie ogólnopolskie związki samorządowe uważają, że nie jest to zmiana dobra.
Co do jawności życia publicznego, jesteśmy na tak. W wielu jednostkach samorządu terytorialnego już w tej chwili transmituje się obrady, funkcjonuje fundusz sołecki, demokracja bezpośrednia jest dość mocno rozwinięta. Jawność trzeba jednak odróżniać od ekshibicjonizmu. Wypełnianie 12 stron oświadczenia majątkowego też trochę nie ma sensu i może służyć po prostu złapaniu kogoś na pomyłce.
Jeżeli chodzi o sam mechanizm wyborczy, to na szczęście zaniechano pewnych pomysłów, które wydawały się nietrafione. Ale zostaje np. pytanie, jak dopilnować, żeby karta, którą wyborca wrzuca do przezroczystej urny, nie ujawniła, co on skreślił. To są niby drobiazgi, ale skazujemy się przez nie na problemy. Obawiam się tego typu technicznych drobiazgów, które skomplikują wybory.
Trzeba było mówić o tym wcześniej.
I mówiliśmy. W komisjach sejmowych nikt nie chciał jednak słuchać.
Będzie pan kandydował w najbliższych wyborach?
Decyzję podejmę za jakiś czas.
Jak zmieniały się oczekiwania mieszkańców Lubicza w czasie pana urzędowania?
Sprawy podstawowe to infrastruktura techniczna, drogi i komunikacja. Mieszkańcy ich potrzebują i musimy jak najszybciej spełniać te oczekiwania. Zwiększyło się znaczenie zadania pod nazwą „opieka przedszkolna". Kilka lat temu w budżecie stanowiła ona 600 tys. zł, teraz jest prawie 5 mln zł. Nie tworzymy żłobków, ale są niepubliczne, do których dopłacamy.
Komunikacja publiczna jest miejska i mamy umowę z sąsiednim miastem. Dopłacamy 3 mln zł, żeby w Lubiczu mieć rano co 8 min autobus miejski.
Mamy 17 świetlic wiejskich, dom pobytu dziennego dla seniorów, ponad 50 stowarzyszeń. W świetlicach w codziennym życiu uczestniczy ok. 1000 osób, samych seniorów ponad 400. Sale gimnastyczne i hala sportowa funkcjonują do godziny 22. Takich przedsięwzięć jest bardzo dużo, a mieszkańcy są aktywni.
Chociaż ostatnie wybory wygrałem, zdobywając 73 proc. głosów, więc nie wszyscy są zadowoleni.
Budowa aquaparku to próba spełnienia oczekiwań mieszkańców?
Taka inwestycja musi być dobrze skalkulowana. Mam pozwolenie na budowę na takie przedsięwzięcie, ale jej nie rozpocząłem, chociaż miała ruszać kilkukrotnie. Do końca swojej kadencji zrobię wszystko, co miało powstać wokół, ale w miejscu samego basenu będzie na razie trawnik, ponieważ zwrócono mi uwagę, że są rzeczy ważniejsze. Najpierw musimy się wygrzebać z błota i dróg gruntowych. Aquapark sprawdziłby się w Lubiczu, ale się powstrzymałem. Wszystko we właściwym czasie. Najpierw naprawimy dziurawe drogi.