Rzeczpospolita: Czego dziś bardziej panu brakuje – mistrzostwa Polski czy debiutu w NBA?
Szymon Szewczyk: Debiutu w NBA. Mistrzostwo jeszcze mogę zdobyć, nawet u schyłku kariery. Mam nadzieję, że wydarzy się to już w tym sezonie w Stelmecie. Natomiast zagrać w NBA chyba już nie będzie mi dane, mimo że byłem już bardzo, bardzo blisko. Nie zdecydowałem się jednak podpisać niegwarantowanej umowy z Milwaukee Bucks. Bałem się, że zwolnią mnie po kilku tygodniach i nie znajdę nigdzie pracy. Dziś wiem, że gdy zawodnik odchodzi z NBA, to czekają na niego dobre kontrakty w całej Europie, a nawet i w Chinach. Tyle że wtedy nie miałem nikogo, kto by mi podpowiedział. Radziłem się taty, agenta. Wydaje mi się, że ciężką pracą zasłużyłem na szansę występu w NBA.