Rzeczpospolita: Czy jako sadownicy wciąż odczuwacie skutki embarga rosyjskiego?
Zbigniew Chołyk: Najgorsze minęło. Embargo stało się impulsem, aby zjednoczyć się i zdobywać nowe rynki. Ale trzeba powiedzieć wyraźnie, że te nowe przyczółki za granicą, to wciąż znikomy procent tego, co brała Rosja. Wcześniej, w skali kraju sprzedawaliśmy tam nawet do 800 tys. ton jabłek rocznie, a w ubiegłym roku poza Europę do krajów egzotycznych tylko 40 tys. ton. Przez embargo rosyjskie wciąż cierpimy. Bardzo chcielibyśmy, aby rynek rosyjski wrócił i może to się kiedyś stanie, ale teraz, jako producenci, musimy szukać nowych rynków.
I dlatego lubelscy sadownicy powołali w ubiegłym roku spółkę LubApple?
Chcemy zdobywać wspólnie rynki, szczególnie za granicą, których nie jesteśmy w stanie zdobyć osobno, jako pojedyncza grupa producencka. Nie stać nas, aby pojedynczo uczestniczyć w dużych targach międzynarodowych, a tam jest przecież klient. Kiedy, jako każda z grup osobno, zaczęliśmy się starać się o dofinansowanie udziału w targach zagranicznych w urzędzie marszałkowskim usłyszeliśmy, że urząd może pomoc jednej spółce, ale nie kilku. Postanowiliśmy się dogadać, tym bardziej, że znamy się od dawna, współpracowaliśmy przy realizacji kontraktów dla dużych odbiorców. Teraz stać nas, aby pojechać na targi w Rydze, jedziemy do Madrytu, potem do Berlina.
Kto jest udziałowcem LubApple?