Camerimage to festiwal poświęcony autorom zdjęć filmowych. Tutaj ci skromni ludzie, ukryci zazwyczaj za kamerą, stają się gwiazdami. Tu ich właśnie się nagradza, tu mówi się o ich sztuce. Nic dziwnego, że kochają tę imprezę.
Od Torunia do Bydgoszczy
Zaczynało się skromnie. Na początku lat 90. ubiegłego wieku kilka osób z toruńskiej fundacji „Tumult" kierowanych przez historyka sztuki Marka Żydowicza postanowiło zorganizować międzynarodowy festiwal filmowy. Na świecie odbywa się kilka tysięcy festiwali filmowych, te wielkie, w Cannes, Berlinie i Wenecji, oferują w konkursach najciekawsze produkcje roku, inne poświęcone są określonym gatunkom — komedii, thrillerowi, jeszcze inne pokazują obrazy o górach, morzu, sztuce, dzieciach, zwierzętach. Oni postanowili zorganizować pierwszą na świecie imprezę, która nagradzałaby autorów zdjęć i na której mówiłoby się o problemach środowiska operatorskiego.
Pierwszy festiwal Camerimage odbył się w 1993 roku. Ludzie kamery byli zachwyceni. Na kolejnych edycjach zjawiali się znakomici operatorzy z Polski i ze świata, laureaci Oscarów, legendy kina. Za nimi zaczęli przyjeżdżać reżyserzy, aktorzy. – Za każdym razem, gdy bierzemy do ręki kamerę, wyruszamy w egzotyczną podróż. I tęsknimy za miejscem, gdzie nasze drogi by się przecięły. Gdyby takiego miejsca nie było, musielibyśmy je stworzyć. Na szczęście ono jest, tu, na Camerimage – mówił Vittorio Storaro, jeden z najlepszych operatorów europejskich.
Przez blisko ćwierć wieku festiwal sztuki autorów zdjęć filmowych dwukrotnie zmieniał swoją siedzibę. Pierwsze edycje odbyły się w Toruniu, potem operatorzy przenieśli się do Łodzi, od 2010 roku stawiają się w Bydgoszczy. Marek Żydowicz mówi, że współpraca z władzami miasta układa się dobrze, ale też nie ukrywa, że jego impreza nadal nie dysponuje odpowiednią bazą.
– Są rozmowy na temat ewentualnej rozbudowy opery, choć wciąż nie jest to rozwiązanie, które gwarantuje festiwalowi dynamiczny rozwój – mówi.