Nie narzekam na brak zajęć

Planujemy przegląd wszystkich zrealizowanych przez nas przedstawień – mówi Stefan Szmidt, założyciel Fundacji Kresy 2000.

Publikacja: 17.11.2016 21:00

Rz: Jest pan aktorem, który może powiedzieć: „Zagrałem u Wajdy".

Stefan Szmidt: Tak, miałem zaszczyt wystąpić w dwóch jego filmach i bardzo to sobie cenię. W „Panu Tadeuszu" zagrałem nie tylko Bartka Prusaka, ale byłem też konsultantem i doradcą do spraw związanych z łowiectwem, które jest moją pasją. Chodziło, jak można się domyślić, o scenę łowów z księgi IV.

Coraz mniej jednak widać pana na dużym ekranie. To brak czasu czy propozycji?

Propozycje pojawiają się od czasu do czasu, jednak ostatnio rzadko były na tyle interesujące, aby warto było dla nich odłożyć ważniejsze dla mnie inne pomysły i zobowiązania. Nie narzekam na brak możliwości, aby realizować się jako aktor czy reżyser. 50 lat uprawiam ten zawód, ostatnie 35 spędziłem na deskach Teatru Polskiego w Warszawie. Od trzech lat znów gram na jego scenie, między innymi w „Zemście" (Dyndalski) w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego, w doborowym towarzystwie świetnych kolegów. Każda możliwość ponownego wejścia na deski tego teatru jest dla mnie przygodą nie tylko zawodową, ale i sentymentalną. Od 20 lat razem z żoną Alicją Jachiewicz animujemy działalność powołanej przez nas Fundacji Kresy 2000 w Nadrzeczu koło Biłgoraja, która ma również swoją scenę teatralną, z dorobkiem dziewięciu tytułów w ostatnich kilkunastu latach. Właśnie jesteśmy przed nową premierą.

Jakie są pana związki z Biłgorajem?

Tutaj się urodziłem. Dla tego miasta i regionu pracowali moi dziadkowie, rodzice. Z Biłgoraja wyjechałem na studia w 1961 roku, a po mnie moje siostry i brat Jan Szmidt, dziś rektor Politechniki Warszawskiej. W 1975 roku z Biłgoraja wyjechali także rodzice, którzy przenieśli się do Żyrardowa i jako lekarze zapisali również piękną kartę w służbie mieszkańcom tego miasta.

Ponad 20 lat temu zdecydował się pan jednak wrócić w rodzinne strony.

Przyszedł taki moment, że poczułem taką potrzebę. Z żoną Alicją kupiliśmy skrawek ziemi w śródleśnej wiosce Nadrzecze pod Biłgorajem. W 1997 roku zrodziła się w naszych głowach idea działań na rzecz szeroko rozumianej kultury wysokiej. Mieli w tym swój udział też zaprzyjaźnieni z nami wybitni artyści: Wiesław Ochman, Jerzy Duda-Gracz. Powołując do życia rodzinną Fundację Kresy 2000 w Nadrzeczu utworzyliśmy Dom Służebny Polskiej Sztuce Słowa, Muzyki i Obrazu, z galerią, własną sceną i – jak mawiał Jerzy Duda-Gracz – w scenografii Pana Boga. Tu gościliśmy aktorów, reżyserów, malarzy, twórców lokalnej kultury. Dziś jako aktorzy dużo gramy na własnej scenie, skupiamy wokół siebie grupę kolegów i koleżanek aktorów. W ostatnich latach trzykrotnie uczestniczyliśmy w projektach Teatr Polska Instytutu Raszyńskiego z naszymi spektaklami. Z „Drzewem" Wiesława Myśliwskiego dwa razy oraz z „Ostatnią miłością" Isaaca Singera. Pod egidą fundacji zrealizowaliśmy 9 profesjonalnych spektakli z aktorami scen Warszawy, Krakowa, Lublina w większości powszechnie znanych publiczności. Premiera najnowszego – „Ślubów panieńskich", będących wynikiem wspólnej pracy reżyserskiej mojej i mojej żony Alicji, z udziałem najmłodszego pokolenia szkół teatralnych, odbędzie się 26 listopada, niestety nie w Nadrzeczu, ale gościnnie na scenie Biłgorajskiego Centrum Kultury, którego mam przyjemność być dyrektorem od 13 lat. Ta premiera inauguruje jubileusz 20 lecia działalności naszej fundacji.

Szykuje się huczny jubileusz?

Planujemy przegląd wszystkich zrealizowanych przez nas przedstawień. Na scenie w Nadrzeczu pojawi się „Lekcja polskiego" i „Śluby panieńskie". W naturalnej scenografii pod starą lipą na terenie siedziby fundacji zaprezentujemy „Drzewo", spektakl z którym w ciągu ostatnich kilkunastu lat objechaliśmy Polskę od Jeleniej Góry aż po Wigry grając blisko 40 przedstawień. Część spektakli odtworzymy w formie archiwalnych rejestracji filmowych, między innymi „Ostatniego demona z...." Isaaca Bashevisa Singera w reżyserii Zdzisława Wardejna oraz „Klątwę" Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Janusza Opryńskiego. Bardzo zależy nam na możliwości wznowieniu obu tych tytułów w przyszłości. O ile wystarczy czasu i sił.

Wśród aktorów młodego pokolenia, którzy debiutowali na prowadzonej przez państwa scenie, jest m.in. Karolina Gorczyca. Dla wielu młodych teatr prowadzony przez fundację stał się trampoliną do zawodu?

Tak, największa w tym zasługa mojej żony Alicji, która nie od dziś udowadnia swój wielki talent pedagogiczny. Oprócz wspomnianej Karoliny Gorczycy to także Natalia Matuszek, Magda Maścianica, Damian Kret, Robert Kuraś czy Karolina Nolbrzak.

Gra pan w teatrze w Warszawie, prowadzi fundację i od 13 lat kieruje samorządową instytucją - Biłgorajskim Centrum Kultury. Trudno łączyć te funkcje?

Z perspektywy czasu myślę, że kiedy w 2003 roku przyjąłem propozycję złożoną przez Janusza Rosłana, burmistrza Biłgoraja, nie do końca zdawałem sobie sprawę co mnie czeka i że będzie to niezmiernie trudne wyzwanie.  Dużo grałem w Teatrze Polskim w Warszawie, w filmach, miałem szereg wystaw malarskich, był to mój drugi zawód, podejmowałem się różnych interesujących mnie zobowiązań artystycznych. Kursowałem po 250 kilometrów na trasie Biłgoraj -Warszawa. Często po południu jechałem do Warszawy na spektakl, nocą wracałem, bo rano musiałem być w Biłgoraju, aby pełnić swoje obowiązki w Centrum Kultury.

Warto było podjąć wyzwanie?

Niech na to odpowiedzą panu mieszkańcy miasta. W Biłgoraju pracę rozpocząłem w budynku zbudowanym we wczesnych latach 50. Do dziś czuję zapach tamtej sali widowiskowej przesiąkniętej dymem papierosów, potem, wilgocią mokrej odzieży, bo w budynku nie było szatni, o stanie toalet i zaplecza nie wspomnę. Dziś, dzięki wysiłkowi samorządu, unijnym pieniądzom, determinacji burmistrza i zarządów miasta - Biłgorajskie Centrum Kultury jest jednym z najbardziej nowoczesnych i funkcjonalnych instytucji przyjaznych teatrowi, plastyce i szeroko rozumianej kulturze w powiatowej Polsce. Ile w tym mojego udziału? Zamilczę.

CV

Stefan Szmidt urodził się w 1943 r. w Biłgoraju. Aktor teatralny i filmowy, reżyser, malarz. Wystąpił w kilkudziesięciu filmach i serialach, m.in. „Hubal", „Dom", „Blisko coraz bliżej", „Piłkarski poker", „Potop", „Pan Tadeusz", „Ogniem i mieczem", „Generał Nil". Za działalność obywatelską Fundacji Kresy 2000 na polu kultury Szmidt razem z żoną Alicją są laureatami wielu nagród.

Rz: Jest pan aktorem, który może powiedzieć: „Zagrałem u Wajdy".

Stefan Szmidt: Tak, miałem zaszczyt wystąpić w dwóch jego filmach i bardzo to sobie cenię. W „Panu Tadeuszu" zagrałem nie tylko Bartka Prusaka, ale byłem też konsultantem i doradcą do spraw związanych z łowiectwem, które jest moją pasją. Chodziło, jak można się domyślić, o scenę łowów z księgi IV.

Pozostało 93% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break