Wystarczyło sto dni bez opadów i w 17 miejscowościach gminy Koniecpol w powiecie częstochowskim wyschły wszystkie przydomowe studnie. Dramat ponad 1,5 tys. mieszkańców, którym wodę w beczkach dowożą strażacy, trwa już półtora roku i jeszcze się nie skończył. W grudniu oddano do użytku pierwszy etap sieci wodociągów, które zbudowano z pieniędzy rządowych – suszę uznano za klęskę żywiołową. W podczęstochowskiej gminie musi zostać jeszcze wybudowane ujęcie wody w Rudnikach, własna stacja uzdatniania oraz kolejne 30 km rur, które doprowadzą wodę do domostw.
– Problem z niskim poziomem wód podziemnych występuje nie tylko na północy, w okolicy Koniecpola, ale i rejonach podgórskich – Jeleśni czy Pilska – wylicza Andrzej Szczeponek, dyrektor wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. Kłopoty z dostępem do wody odczuwają także na Śląsku Cieszyńskim, w rejonie Będzina i Dąbrowy Górniczej. Aglomeracja śląska, zamieszkana przez 4,5 mln ludzi, tradycyjne zagłębie przemysłu ciężkiego, ma ogromne zapotrzebowanie na wodę. Ale sprowadza ją głównie... z gór.
– Deficyt wód czystych na Śląsku się pogłębia, głównie w efekcie wieloletniego rozwoju przemysłu – przyznaje dr hab. Mariusz Rzątała z Zakładu Hydrologii i Gospodarki Wodnej Obszarów Zurbanizowanych Uniwersytetu Śląskiego.
Gminy aglomeracji, ze względu na skażenia gruntu czy ruchy górotworów związane z wydobyciem, nie mogą sięgnąć po alternatywę – wody podziemne. Np. Górnośląskie Przedsiębiorstwo Wodociągów, największy producent wody w Polsce, tylko w kilkunastu procentach pobiera ją z głębokich ujęć – aż 80 proc. transportuje z rzeki Soły i Górnej Wisły. Posiada też ogromny rezerwuar wody w Goczałkowicach. Z analiz hydrologicznych, które zleca GPW, wynika, że Śląsk nie dysponuje taką ilością dobrej jakości wód podziemnych, by starczyła ona na pokolenia.
– Aglomeracja śląska nie tylko nie ma własnej wody do picia, którą mogłaby po uzdatnieniu sprzedawać mieszkańcom, a ta, którą posiada, jest złej jakości. Jesteśmy regionem poprzemysłowym, ze skażonymi glebami, hałdami, więc korzystanie z wód podziemnych jest praktycznie niemożliwe. Wodę dla mieszkańców musimy sprowadzać z gór – mówi Łukasz Czopik, prezes GPW. Podobny problem z dostępem do wody, i to nie tylko latem, występuje w Beskidach. Odczuwają to nawet inwestorzy, którzy chcą budować na trasach narciarskich ujęcia wody potrzebne do armatek śnieżnych. Ujęcia są kosztowne, bo wymagają wkopania się głęboko w ziemię, by dostać się do wody.