Obserwuje pan samorząd gminny od początku jego odrodzenia w 1990 r. Zgodzi się pan z oceną samych samorządowców, że rok 2023 będzie najtrudniejszy w ich współczesnej historii? Między innymi przez spadek dochodów własnych w budżetach.
Reformy samorządowe po 1989 r. miały podstawowy cel – decentralizację zarządzania państwem i zwiększenie wpływu mieszkańców na rozwój naszych małych ojczyzn. Już zgodnie z zapisami programu Pierwszego Zjazdu NSZZ Solidarność w 1981 roku: „organizacja państwa ma służyć społeczeństwu i nie może być utożsamiana z jedną partią polityczną”. Przecież jako opozycjonistów zrzeszonych w Solidarności niosło nas hasło: „idziemy po władzę, by oddać ją ludziom”. Dość długo w wolnej Polsce to się udawało, budowaliśmy samorządy oparte na zasadzie samodzielności i niezależności finansowej, wyposażając je we własne budżety ze stabilnymi i wciąż rosnącymi dochodami własnymi.
Niestety, przez kilka ostatnich lat sytuacja samorządów, a więc mieszkańców, ulegała drastycznemu pogorszeniu, a ich pozycja osłabieniu. Rząd odbiera samorządom dochody własne, pozbawiając je środków finansowych, m.in. na inwestycje. Do tego trudno nie zauważyć, że tracą przede wszystkim regiony zarządzane – w wyniku demokratycznych wyborów (!) – przez przedstawicieli opozycji. Jest to również próba podzielenia środowiska samorządowego, jak wielu innych środowisk. Tylko że na takich rozgrywkach tracą przede wszystkim mieszkańcy – to oni odczuwają brak niewybudowanego żłobka czy nieukończonej obwodnicy, wstrzymany remont szpitala czy niedoświetlone ulice. Samorządy to przecież my – pani redaktor, ja, nasi sąsiedzi i krajanie.
W tym roku w wyniku zbrodniczej napaści Putina nasze lokalne społeczności powiększyły się jeszcze o tysiące uchodźców z Ukrainy. Rząd zareagował szybko, otworzył granice, wydał decyzję o przyznawaniu numerów PESEL, fantastycznie zachowali się sami obywatele, ale lwia część zadań (i kosztów) spadła właśnie na samorządy. Do tego dochodzą drastycznie rosnące ceny energii, poważnie nadszarpnięte pandemią budżety i zła komunikacja ze skłóconym wewnętrznie rządem, nie wspominając o tym, że wchodzimy w rok wyborczy, a ten rząd pokazał już w najcięższym okresie pandemii, że nie cofnie się przed podporządkowaniem swoich działań kampanii wyborczej. Dlatego nie dziwię się, że władze lokalne uważają, że 2023 rok będzie absolutnie najtrudniejszym w 33-letniej historii naszej samorządności. Rozumiem te obawy.
Rząd podkreśla, że nie ogranicza niezależności samorządów, nie zmniejsza ich kompetencji, straty z tytułu reform podatkowych są rekompensowane, a w ogóle „dosypuje” do lokalnych budżetów najwięcej pieniędzy ze wszystkich rządów.