Prywatne przedszkola drenują kasę miast w Polsce. Wykorzystują luki w prawie

Prywatne placówki żądają grubych milionów złotych tytułem zaległych dotacji, co może zachwiać budżetem niejednego miasta.

Publikacja: 30.09.2020 16:25

Prywatne przedszkola drenują kasę miast w Polsce. Wykorzystują luki w prawie

Foto: Fot. Pixabay

Większość polskich miast zmaga się z problemem roszczeń prywatnych przedszkoli. Wykorzystują one lukę w prawie do walki o pieniądze. Tak jest m.in. w Warszawie, Wałbrzychu, Olsztynie, Gdyni, Sopocie, Lublinie czy Przasnyszu. W ubiegłym tygodniu ostatnie z nich złożyło skargę do Sądu Najwyższego w tej sprawie.

Zabranie na inwestycje

W Przasnyszu działa dziewięć prywatnych przedszkoli, z czego siedem wystąpiło z roszczeniami na łączną kwotę 7 milionów złotych.

– To ogromna kwota. Różnica między naszymi dochodami a wydatkami stanowi zaledwie 2 mln zł. Gdybyśmy musieli zrealizować wszystkie roszczenia przedszkoli, nie byłoby pieniędzy na remont dróg, miejskiego domu kultury czy też na wkłady własne przy inwestycjach realizowanych ze środków unijnych – mówi Łukasz Machałowski, wiceburmistrz Przasnysza.

Miasto nie chce dobrowolnie wypłacić pieniędzy. W sądach przeciwko niemu toczy się obecnie siedem spraw. Jedna z nich zakończyła się ostatnio wyrokiem. Sąd Apelacyjny w Białymstoku uwzględnił roszczenie jednego z niepublicznych przedszkoli. Przasnysz ma zapłacić mu 146 tys. zł.

CZYTAJ TAKŻE: Przedszkola czekają, ale nowe wytyczne GIS mogą być problemem

– Złożyliśmy skargę do SN, choć wiemy, że orzecznictwo tego sądu nie jest korzystne dla samorządów. Liczymy jednak, że zmieni on swoje stanowisko. Sądy powszechne orzekają różnie. Wielokrotnie przyznają rację samorządom, ale kiedy spór docierał do SN, to uchylano korzystne dla miast wyroki. Wychodząc z założenia, że roszczenie dotyczy nienależnego zobowiązania i przedszkole nie musi udowadniać, czy z powodu braku środków poniosło szkodę – tłumaczy Machałowski.

– Stoimy na stanowisku, że roszczenia trzeba rozpatrywać jako delikt, a nie zobowiązanie, co skutkuje obowiązkiem udowodnienia przez przedszkole poniesionej szkody. A z tego, co wiem, dyrektorzy przedszkoli nie są w stanie jednak wykazać takiej szkody, ponieważ sytuacja takich podmiotów przez cały ten czas funkcjonowania była dobra – wyjaśnia Łukasz Machałowski.

Przasnysz zwrócił się również do prokuratora krajowego o przyłączenie się do sprawy. Realizacja tych roszczeń może bowiem zachwiać finansami tego miasta. I to niejedyna taka skarga. Wcześniej złożyły je Wałbrzych, Wrocław oraz Olsztyn. Czekają one jeszcze na rozpatrzenie.

Niczym złota kura

W Wałbrzychu z roszczeniami wystąpiły cztery przedszkola na łączną kwotę kilku milionów złotych. W Olsztynie są to też cztery przedszkola, a żądania wynoszą ok. 7,5 mln zł. Przeciwko Warszawie toczy się 25 spraw na łączną kwotę ok. 30 mln zł. W Lublinie jest to pięć roszczeń na ok. 3,8 mln zł. W Gdyni wystąpiły trzy przedszkola, a kwota roszczeń to 292 tys. zł.

– Z naszych obserwacji wynika, że skala roszczeń jest ogromna. Obejmuje praktycznie każde miasto. Kilka kancelarii prawnych w Polsce wyspecjalizowało się w tego typu dotacjach i proponuje przedszkolom, że wywalczy pieniądze za część wygranej. A te się oczywiście chętnie na to godzą – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.

CZYTAJ TAKŻE: Ciaśniej w żłobkach i przedszkolach, ale tłoku wciąż nie ma

– Problem dotyczy okresu przed 2017 r., kiedy prawo oświatowe nie regulowało precyzyjnie sposobu liczenia dotacji. Mówiło ono, że na każdego ucznia przysługuje dotacja w wysokości nie niższej niż 75 proc. ustalonych w budżecie danej gminy wydatków bieżących ponoszonych w przedszkolach publicznych w przeliczeniu na jednego ucznia – wyjaśnia Wójcik.

Władze miast są podobnego zdania. – Dotacje dla niepublicznych przedszkoli były naliczane i wypłacane zgodnie z obowiązującymi przepisami. Stawki dotacji były ustalone w wysokości 75 proc. zaplanowanych w budżecie gminy wydatków bieżących ponoszonych w przedszkolach publicznych.

Każdorazowo dotacje były przekazywane w ustawowym terminie i w wysokości wynikającej z liczby wychowanków wskazanej przez poszczególne przedszkola. Dotąd ustalone przez gminę stawki nie zostały zakwestionowane przez żaden kontrolujący organ – wyjaśnia Bartosz Bartoszewicz, wiceprezydent Gdyni.

– Sposób wyliczeń dotacji dokonywany przez Sopot nie był kwestionowany w tym czasie ani przez Regionalną Izbę Obrachunkową, ani przez wojewodę pomorskiego nadzorującego miasto – mówi Magdalena Czarzyńska-Jachim, wiceprezydent Sopotu.

CZYTAJ TAKŻE: Mało dzieci w przedszkolach. Potrzebne testy dla pracowników

Na początku tego roku zarząd ZMP w Szczawnie-Zdroju zajął stanowisko w sprawie roszczeń przedszkoli. Zapowiedział też wsparcie prawne miast w batalii sądowej.

Większość polskich miast zmaga się z problemem roszczeń prywatnych przedszkoli. Wykorzystują one lukę w prawie do walki o pieniądze. Tak jest m.in. w Warszawie, Wałbrzychu, Olsztynie, Gdyni, Sopocie, Lublinie czy Przasnyszu. W ubiegłym tygodniu ostatnie z nich złożyło skargę do Sądu Najwyższego w tej sprawie.

Zabranie na inwestycje

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Prawo w regionach
Samorządowa obywatelska inicjatywa uchwałodawcza to najprostsza droga do chaosu
Prawo w regionach
Samorządowcy chcą więcej pieniędzy i samodzielności
Prawo w regionach
Plan ogólny zamiast studium. W którą stronę będzie rozwijać się Warszawa?
Prawo w regionach
Samorządy u progu planistycznej rewolucji
Prawo w regionach
Nowe przepisy mają pozwolić na regionalizację energetyki