Trzeba odpartyjnić samorząd

Po 17 latach prezydentury zdecydowałem, że będę startował do Senatu – mówi Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli.

Publikacja: 23.04.2019 00:37

Trzeba odpartyjnić samorząd

Foto: regiony.rp.pl

Samorządowcy często mówią, że PiS jest partią anty-samorządową. Pan się z tą tezą zgadza?

Powiem tak: uważam, że PiS chciał wygrać wybory w samorządzie, by zapewnić sobie w kolejnych wyborach do Sejmu konstytucyjną większość. Dlatego samorząd jest dla PiS narzędziem potrzebnym do utrzymania władzy, a nie celem samym w sobie. Władza w samorządzie to rozwiązywanie ludzkich problemów. Ale to też możliwość poszerzenia swojej władzy przez nominowanie ludzi na różne stanowiska, budowanie zaplecza partyjnego. Sam samorząd nie jest PiS do niczego potrzebny. Jego samodzielność mu przeszkadza. Zresztą przeszkadzała ona każdemu rządowi, ale temu szczególnie.

Jednak zła dla samorządowców ustawa o RIO została zawetowana, PiS do niej nie wróciło.

Zgoda. Ja nie twierdzę, że samorząd dla PiS jest jakimś nadzwyczajnym wrogiem. Jest obok, robi swoje. Dla mnie PiS nie jest wrogiem samorządu jako partia. PiS nam, samorządowcom, czasami ustępuje. Ostatnio wygraliśmy kolejną batalię. Jestem członkiem zarządu Związku Miast Polskich, na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu ostatnio mamy mały sukces. PiS nam ustąpiło.

O prace tej komisji np. przedstawiciele MSWiA raczej dbają.

Ta komisja i jej sposób pracy powinny ulec daleko idącej modyfikacji. To nie ulega wątpliwości. Powinna działać zdecydowanie lepiej. To jest trochę na siłę działające ciało, mało efektywne.

Przez to, że teraz jest większa liczba samorządowców z PiS, ta partia zmieni swoje podejście?

Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Jarosław Kaczyński nie jest przecież głupcem. On chce władzy absolutnej. Wie, jaką rolę odgrywa samorząd. Nie chcę tu już wchodzić w pompatyczne tony o największym sukcesie po 1989 r., jakim było powstanie samorządu, itd. To jest oczywiste. Kaczyński zdaje sobie z tego sprawę.

Z jakiegoś powodu jednak PiS zrobiło skok na samorząd, przejmując instytucje, które były do tej pory w naszej gestii, np. ośrodki doradztwa rolniczego, wojewódzkie fundusze ochrony środowiska itd.

Według mnie po to, by poszerzyć swój obszar władzy, obsadzić swoimi ludźmi jak największą liczbę instytucji, co przekłada się później na siłę wyborczą i głosy. To ma być jeden z fundamentów partii. PiS w ten sposób chce poszerzyć swoją władzę i ją utrwalać. Tu zaczynają się zgrzyty.

Co teraz dla pana, dla innych samorządowców jest głównym wyzwaniem?

Dla nas teraz jest ważny powrót do normalności. Chcemy pracować i budować w spokoju swoje małe ojczyzny. Ale tej polityki partyjnej niestety w samorządzie jest coraz więcej. W moim województwie wojewoda jest z PiS, marszałek jest z PO. To nie jest wygodna sytuacja, bo trzeba lawirować między jednym a drugim. Musimy wokół tego się kręcić. Ja też chciałbym jedną rzecz wyjaśnić. Po 17 latach mojej prezydentury na 99 proc. podjąłem decyzję, że będę startował do Senatu.

Dlaczego?

To trudna decyzja. Startuję ze swojego komitetu. Komitetu Wyborczego Wadima Tyszkiewicza. Po pierwsze, w swoim mieście zrobiłem chyba już wszystko, co mogłem. Chciałbym spróbować zrobić coś więcej dla Polski, ale już poza Nową Solą. Wiem, że to brzmi pompatycznie. Ale ja czuję się spełniony w tym, co zrobiłem. Mam następcę, jestem spokojny o losy miasta. W Nowej Soli już nic złego się nie może wydarzyć, no chyba poza trzęsieniem ziemi. Ale jesteśmy poza strefą sejsmiczną, więc i o to jestem spokojny. Mamy wieloletni plan finansowy, inwestycyjny. Wszystko jest zaplanowane. Wystarczy tylko tego nie zepsuć.

To już pewne?

Na 99 proc. 1 proc. pozostaje. Gdybym wygrał wybory do Senatu, to w mieście będzie wprowadzony komisarz wyznaczony przez wojewodę z PiS na trzy miesiące. Więc wszystko zależy jeszcze od sytuacji politycznej. Muszę to brać pod uwagę. Ze mną od 17 lat pracuje mój zastępca. Mam nadzieję, że będzie prezydentem. Ja jestem totalną opozycją, nie wstydzę się tego. Tymczasem mój zastępca nie należy do PiS, ale można powiedzieć, że jest wielkim sympatykiem Kaczyńskiego. Kiedy wchodzimy na tematy polityczne, to czasami tak się kłócimy, że drzwi z futryny wyskakują. Politycznie jesteśmy na dwóch skrajnie różnych biegunach. Ale łączy nas Nowa Sól. Przez 17 lat wspólnie zrobiliśmy dobrą robotę. I to jest w samorządzie ważniejsze od polityki.

Samorządowcy coraz śmielej wchodzą w politykę ogólnokrajową. Widać to chociażby w Warszawie.

Tak się dzieje przede wszystkim w dużych miastach. Ja jestem tylko prowincjonalnym samorządowym rzemieślnikiem. To jest wymuszone przez sytuację. PiS wprowadziło taką polaryzację, że albo ktoś się temu przeciwstawi, albo ten walec rozjedzie wszystkich. W Warszawie była bitwa, która mogła być kluczowa dla najbliższych wyborów sejmowych.

Gdyby PiS wygrało, byłoby już chyba nie do zatrzymania. Polityka wkracza do samorządów, ale na poziomie dużych miast, nie zaś gmin i powiatów.

Gdy byłem przez osiem lat prezesem Zrzeszenia Gmin Województwa Lubuskiego, to starałem się do naszych spraw samorządowych w ogóle nie mieszać polityki. Zachowywałem maksymalną apolityczność. W tym zrzeszeniu polityki nie było w ogóle. Nigdy nie było żadnego mojego politycznego wystąpienia, mimo moich jasno sprecyzowanych poglądów. Polityka w samorządzie jest niepotrzebna, ale czasami niestety nie można od niej uciec.

4 czerwca wybiera się pan do Gdańska?

Oczywiście. To mój obowiązek. W Gdańsku wyrazimy naszą solidarność i poparcie dla Unii Europejskiej. Co do polityki opozycji, to szanuję Grzegorza Schetynę. Jest bardzo sprytny, inteligentny i politycznie dojrzały. Ale też Tuskiem nie jest. Albo wróci Tusk i da nadzieję szerokiej opozycji, do której i ja się zaliczam, albo walec pisowski nas rozjedzie. PiS dla utrzymania władzy jest gotowe na wszystko. Poradzi sobie i z konstytucją, nawet jak wygra wybory do Sejmu bez większości konstytucyjnej. Patrzę na to z przerażeniem.

Jakie ma pan oczekiwania po tej rocznicy?

Na pewno powinniśmy wszyscy być zjednoczeni. Wszyscy Polacy. Ta data powinna łączyć, a nie dzielić. Na pewno tego dnia będę się starał pokazać swoją solidarność ze wszystkimi, którzy chcą lepszej Polski we wspólnej Europie.

Mówił pan o tych wielu latach w samorządzie. Teraz jest łatwiej czy trudniej?

Jak mówił klasyk, są plusy dodatnie i plusy ujemne rządzenia przez wiele kadencji. Świeża krew jest potrzebna, ale nowy człowiek musi się wszystkiego uczyć, jest też nieprzewidywalny. Długoletni samorządowiec ma swoją już zdobytą wiedzę i doświadczenie. Idę też po to do Senatu, by próbować realizować marzenie o przekształceniu go w izbę samorządową. W doświadczonych samorządowcach jest potencjał, który może zostać wykorzystany lub zmarnowany. Ja 17 lat temu poszedłem do samorządu jako były przedsiębiorca. Wiele się przez te lata nauczyłem. Teraz mam dużą wiedzę, jestem doświadczony.

Po przegraniu wyborów albo po wprowadzeniu kadencyjności mogę być poza sferą publiczną. Ja sobie poradzę, tylko szkoda mojego doświadczenia.

Samorządowcy każdego dnia rozwiązują najróżniejsze problemy. Znają życie. Dobrze by było ten potencjał wykorzystać. Izba samorządowa będzie mogła wytykać błędy w ustawach dużo lepiej, niż robi to Senat, który teraz tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Gdyby to była izba samorządowa obsadzona przez ludzi z ogromną praktyczną wiedzą wyniesioną z samorządu, to byłoby inaczej.

A rutyna u samorządowców?

Oczywiście, że widzę ją i u siebie. Jak powiedziałem: są tego plusy dodatnie i ujemne. Jednak dzięki tej rutynie moje miasto jest poukładane. 17 lat na to pracowałem. Wszystko jest odpowiednie do naszego potencjału. Moja rutyna może w dalszej perspektywie mieć ujemne znaczenie dla sprawowania władzy. Nie jestem tak zadufany w sobie, by nie dostrzegać minusów. Ale plusów jest więcej. Ja z uporem buduję potencjał miasta poprzez rozwój gospodarczy. To jest dla mnie cel nadrzędny.

To jak pan definiuje swój model samorządowości? Co było kluczem do zmian w Nowej Soli?

Oczywiście gospodarka. Nowa Sól przed 1989 r. była wzorcowym (jak na tamte czasy) socjalistycznym miastem. Według statystyk była na drugim miejscu w Polsce pod względem uprzemysłowienia, czyli stosunku liczby miejsc pracy do liczby mieszkańców. Żyło się tu w miarę dobrze. Po 1989 r. miasto poniosło gigantyczne koszty transformacji ustrojowej. Upadły wszystkie największe zakłady, a bezrobocie sięgało 42 proc. Dzisiaj realne bezrobocie jest bliskie zera. Po upadku miasta nie mieliśmy żadnego punktu zaczepienia. Od 2003 r. postawiliśmy na odbudowę gospodarki. Powstały dwie potężne strefy przemysłowe, na północy – 100 ha, na południu – 100 ha. Zdobyliśmy unijne fundusze. Teraz budują się kolejne fabryki, powstają nowe osiedla mieszkaniowe, budujemy nowoczesny kryty basen, startujemy z halą widowiskowo-sportową, mamy piękny port, zbudowaliśmy dwa statki turystyczne itd.

Obecnie startujemy z rewitalizacją byłej fabryki nici ODRA, gdzie odbyła się słynna konferencja Beaty Szydło w 2015 r. Osiągnęliśmy sukces. Miasto jest stabilne. To osiągnęli ciężką pracą samorządowcy, a nie politycy.

Jak zdobywać pieniądze na funkcjonowanie miasta i jego rozwój?

Żeby zaspokajać potrzeby mieszkańców i realizować inwestycje, trzeba mieć pieniądze. Aby uzyskać dotacje unijne, trzeba mieć wkład własny od 15 do 50 proc. Tak więc celem głównym dla mnie jest zagwarantowanie miastu stałych przychodów. Najpewniejszym źródłem są podatki lokalne, które można przeznaczyć na rozwój miasta. Muszę więc myśleć nie tylko o tym, jak wydawać, ale przede wszystkim jak zarabiać. Trzy lata temu np. jako miasto kupiliśmy 1,5 ha działki za 1,5 mln zł. Dwa tygodnie temu sprzedaliśmy tę działkę za 6,5 mln. Co ja zrobię z tym zarobionymi przez miasto pieniędzmi? Mogę je rozdać, ale nie zrobię tego. Wykorzystam je jako wkład własny do pozyskania pieniędzy na uzbrojenie nowych terenów inwestycyjnych na południu. Tam powstaną kolejne nowe fabryki i hale, przestrzeń do inwestycji. To za kilka lat da miastu około 3 mln zł wpływów z podatków rocznie, co pozwoli na realizację kolejnych marzeń i oczekiwań nowosolan.

Samorządowcy często mówią, że PiS jest partią anty-samorządową. Pan się z tą tezą zgadza?

Powiem tak: uważam, że PiS chciał wygrać wybory w samorządzie, by zapewnić sobie w kolejnych wyborach do Sejmu konstytucyjną większość. Dlatego samorząd jest dla PiS narzędziem potrzebnym do utrzymania władzy, a nie celem samym w sobie. Władza w samorządzie to rozwiązywanie ludzkich problemów. Ale to też możliwość poszerzenia swojej władzy przez nominowanie ludzi na różne stanowiska, budowanie zaplecza partyjnego. Sam samorząd nie jest PiS do niczego potrzebny. Jego samodzielność mu przeszkadza. Zresztą przeszkadzała ona każdemu rządowi, ale temu szczególnie.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Ludzie
Kandydat na prezydenta Krakowa, Andrzej Kulig: Kraków musi mieć metro
Ludzie
Wolontariusze zorganizują Wigilie dla samotnych starszych osób
Ludzie
Jest wniosek o Honorowe Obywatelstwo Województwa Małopolskiego dla Jerzego Buzka
Ludzie
Prof. Lidia Buda-Ożóg z Politechniki Rzeszowskiej laureatką nagrody im. prof. Stefana Bryły
Ludzie
Komisarze w urzędach, ale jeszcze nie wszystkich. Nowy rząd ich wymieni?