Komisja Europejska ogłosiła ostatnio, że poziom zamożności Wielkopolski przekroczył 75 proc. średniej unijnej. A to oznacza, że już nie jest bardzo biednym regionem i nie musi dostawać tak dużych pieniędzy?
Rzeczywiście, w Unii za regiony wymagające największego wsparcia, czyli najbiedniejsze, uznaje się te, w których PKB na głowę mieszkańca nie przekracza 75 proc. średniej. Gdy wchodziliśmy do UE, wszystkie polskie regiony były zdecydowanie pod kreską, jako pierwsze ponad ten poziom wskoczyło Mazowsze, a ostatnio Dolny Śląsk oraz Wielkopolska. Do tego mamy w Wielkopolsce bardzo dobrą sytuację na rynku pracy, co także jest ważnym wskaźnikiem oceny kondycji danego regionu. U nas bezrobocia praktycznie nie ma, a nawet mamy deficyt rąk do pracy.
Przekroczenie granicy 75 proc. unijnej średniej oznacza, że zmniejsza się pula pieniędzy dla danego regionu, a poza tym zmniejsza się poziom dofinansowania unijnego do poszczególnych projektów. Ale to wszystko nie odbywa się z automatu. Wiele zależy, jaką datę graniczną przyjmie Komisja Europejska, być może brane będę pod uwagę wskaźniki sprzed końcówki 2017 r., a wówczas będziemy traktowani jeszcze jako region uboższy. Oczywiście liczymy się też z tym, że zaczniemy być traktowani jako region już tzw. przejściowy i dostaniemy z tego tytułu mniej pieniędzy w nowej perspektywie niż obecnie.
Ale nawet bez tego pula dla Polski, a więc także dla Wielkopolski, na lata 2021–2027 i tak ma być mniejsza.
Zaskakująco mniejsza, bo fundusze w ramach polityki spójności mają się zmniejszyć o 10 proc., a dla Polski – o 23 proc. Okazuje się, że to efekt nowego podejścia do oceny kondycji wszystkich europejskich regionów. Liczba regionów, które powinny dostawać wsparcie, zdecydowanie zwiększyła się. Pojawiły się też nowe problemy społeczne, związane z bezrobociem czy falą imigracji. Na razie to propozycje KE i mam nadzieję, że jeśli przedstawiciele Polski będę przedstawiać zdecydowane stanowisko, może uda się więcej z tego budżetu dla Polski wynegocjować.