Marcin Wójcik, oficer aktywnej mobilności w Zarządzie Transportu Publicznego w Krakowie
Jeżdżę na rowerze, bo… muszę. Moje ciało, podobnie zresztą jak nas wszystkich, lepiej się czuje, kiedy otrzymuje codzienną dawkę umiarkowanej aktywności fizycznej.
Jazda na rowerze do pracy, którą praktykuję od 16 lat w Krakowie, całkiem dobrze zaspokaja tę potrzebę, a kiedy czuję, że przydałoby się poruszać nieco więcej, po prostu wsiadam na rower po pracy i jadę, by poczuć przyjemność z wysiłku.
Mam szczęście mieszkać w Krakowie, po którym, pomimo wciąż realizowanego systemu tras rowerowych, na rowerze jeździ się dobrze. Nasza, mieszkańców i mieszkanek Krakowa, infrastruktura rowerowa pozwala realizować potrzeby dojazdów do szkoły czy pracy, a także wspomniane potrzeby rekreacyjno-sportowe. W zależności od czasu wolnego, którym dysponuję, mogę wybrać się na pętlę rondo Mogilskie – r. Grzegórzeckie – r. Grunwaldzkie – r. Matecznego – Kamieńskiego – Wielicka – kładka nad stacją kolejową Kraków Płaszów – Kuklińskiego – r. Grzegórzeckie – r. Mogilskie. Na trasie są trzy podjazdy pozwalające na swoiste cardio. Przejechanie pętli zajmuje mi około godziny. Na dłuższą, ok. 2-godzinną trasę, wybieram się na Kolną, czyli na krakowski odcinek Wiślanej Trasy Rowerowej. Ta jest płaska, ale za to z dala od ruchu samochodowego, co daje dodatkowe 10 punktów do przyjemności.
Rower dla mnie jest także narzędziem pracy na rzecz zrównoważonego transportu. Stąd moje pierwsze zdanie, że jeżdżę, bo muszę. Osobie, którą, kiedy zatrudniłem się w strukturach miasta, media nazywały oficerem rowerowym, zwyczajnie nie wypada inaczej niż na rowerze przyjeżdżać do pracy. Na wizje lokalne czy pomiary ruchu rowerowego też jeżdżę na rowerze.