Samorządowe budżety nie odbudują się szybko. Efekty pandemii także w kolejnych latach

Najczarniejsze obawy na szczęście się nie realizują, ale lokalne finanse i tak mocno ucierpiały. Problem szybko nie zniknie.

Publikacja: 22.09.2020 11:42

Władze Białegostoku chcą pozbawić honorowego obywatelstwa abp. seniora Sławoja Leszka Głodzia

Władze Białegostoku chcą pozbawić honorowego obywatelstwa abp. seniora Sławoja Leszka Głodzia

Foto: AdobeStock / MuzzyCo

Na początku pandemii na lokalnych włodarzy padł blady strach. Bo dochody za kwiecień de facto się załamały – z PIT spadły o 40 proc. w porównaniu z kwietniem 2019 r., a z CIT – nawet o 70 proc. Gdyby tak miało być w całym 2020 r., lokalne budżety tylko z tych dwóch źródeł straciłyby łącznie 30 mld zł.

– Dziś widzimy, że na szczęście takie najczarniejsze scenariusze się nie zrealizowały – ocenia Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich. Z analiz ZMP, a także ostatnich danych Ministerstwa Finansów, dotyczących pierwszego półrocza, wynika, że dochody z CIT spadły, ale o 1,4 proc. (w porównaniu z I półroczem 2019 r.), a z PIT – „tylko” o 6,8 proc. Łączne zaś wpływy do lokalnych budżetów (czyli dochody własne plus wszystkie subwencje, dotacje, itp.) wzrosły o 9,6 proc., a nadwyżka sięgnęła 11,9 mld zł.

Milionowe straty

– Ale nie oznacza to, że wszystko jest w porządku, samorządy i tak muszą liczyć się z dużymi stratami w efekcie pandemii – zaznacza Andrzej Porawski.

– Nie ma wątpliwości co do tego, że pandemia miała i wciąż ma wpływ na budżety samorządów – podkreśla też Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku i prezes Unii Metropolii Polskich. – Białystok nie jest wyjątkiem. Zmagamy się z niższymi dochodami, w związku z tym staramy się oszczędzać wszędzie tam, gdzie to możliwe – zaznacza.

CZYTAJ TAKŻE: Unia Metropolii Polskich i Związek Miast Polskich: rząd zapomina o wsparciu finansowym samorządu

Przez pandemię Białystok stracił jak dotychczas ponad 40 mln zł, Szczecin – ok. 50 mln zł, Kraków – ponad 110 mln zł, a Wrocław – ok. 150 mln zł. Największe problemy widać w dochodach z podatku PIT, z podatku od czynności cywilonoprawnych, z opłat za dzierżawę i najem nieruchomości, czynszów, a także we wpływach z różnych opłat za usługi, w tym przede wszystkim za komunikację miejską.

To jeszcze nie koniec

– Wykorzystanie komunikacji publicznej jest znacząco mniejsze w stosunku do stanu sprzed pandemii – wyjaśnia Dariusz Nowak, rzecznik Krakowa. – Wprowadzone ograniczenia, konieczność zapewnienia dodatkowych kursów, zwiększenie częstotliwości dezynfekcji, znaczny spadek liczby pasażerów. To wszystko doprowadziło do drastycznego spadku dochodów ze sprzedaży biletów, w naszym przypadku o 56 mln zł, czyli ok. 30 proc. – dodaje Nowak.

Gorzej, że straty finansowe w tym roku mogą być jeszcze większe: do zamknięcia budżetów za 2020 r. jeszcze kilka miesięcy. – W Gdańsku w całym roku ubytek dochodów wynikający z epidemii szacowany jest na ok. 250 mln zł – mówi nam Izabela Kuś, skarbnik Gdańska.

CZYTAJ TAKŻE: Czynsze za złotówkę, ulgi w podatkach. Tak samorządy pomagają biznesowi

– Z tej kwoty ok. 150 mln to dochody bieżące bezpowrotnie utracone (np. wpływy z PIT, CIT, sprzedaż biletów, dzierżawy/czynsze itp.), a pozostałe to wpływy o charakterze majątkowym (np. z obrotu nieruchomościami, dotacje UE, przesunięte w czasie – dodaje.

Wrocław przy założeniu, że nie będzie kolejnego lockdownu, szacuje, że w sumie w tym roku może stracić ok. 300 mln zł, podobne kwoty prognozuje Kraków. – Oznaczałoby to mniej czarny scenariusz, niż zakładaliśmy na początku kryzysu, ale to wciąż ogromne ubytki – podkreśla Dariusz Nowak.

Poprawa nieszybko

Czy samorządy mogą liczyć na wyraźną poprawę w przyszłym roku? Niestety, odpowiedź jest negatywna. – Spodziewamy się, że recesja i pandemia będą miały długofalowy negatywny wpływ na budżet miasta – mówi nam Aneta Ewa Arcipowska, dyrektorka wydziału budżetu Urzędu Miasta Olsztyna. – Tak duże straty w dochodach podatkowych PIT raczej nie są do odrobienia w krótkim okresie, zwłaszcza że statystyki dotyczące pandemii nie wskazują na rychłe jej wygaszenie, wręcz przeciwnie – dodaje.

Sytuacja pandemiczna zwiększa też ryzyko, że dochody z tytułu usług i korzystania z infrastruktury miejskiej, takich jak komunikacja, obiekty sportowe, strefy płatnego parkowania, itp., też szybko nie wrócą do stanu sprzed roku. Dopóki koronawirus nie zniknie, dopóty liczba korzystających z tego typu usług raczej nie wzrośnie. Nasi rozmówcy podkreślają, że nie pomagają też systemowe problemy.

CZYTAJ TAKŻE: Wadim Tyszkiewicz: Widmo zemsty na samorządach

Kryzys w budżetach pogłębiają zeszłoroczna reforma podatkowa, podwyżki wynagrodzeń pracowników oświaty niepokryte z subwencji oświatowej, coroczne podwyższanie najniższego wynagrodzenia, co np. w Gdańsku dotyczy kilku tysięcy pracowników, rosnące koszty transportu zbiorowego czy rosnące koszty energii elektrycznej. To powoduje, że powrót do „normalności” może trwać kilka najbliższych lat – ostrzega skarbnik Kuś.

Rząd pomoże?

Dotychczas rząd, w reakcji na finansową zapaść w samorządach, przygotował kilka instrumentów pomocowych. To m.in. możliwość zadłużania się w tym roku na pokrycie pandemicznych ubytków. Uruchomiono też Fundusz Inwestycji Lokalnych (o budżecie 12 mld zł), dzięki któremu miasta i gminy mogłyby kontynuować swoje projekty rozwojowe.

Samorządowcy doceniają tę pomoc, ale podsuwają też rządowi kolejne pomysły. – Ponieważ gospodarcze skutki pandemii będą widoczne w budżetach JST nie tylko w tym roku, ale także w latach kolejnych, należy umożliwić czasowe zawieszenie limitów zadłużenia JST. Takie podejście umożliwiłoby szybkie wyjście z kryzysu bez drastycznego ograniczania poziomu wydatków bieżących – sugeruje w imieniu władz miasta Marcin Obłoza, rzecznik Wrocławia.

Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa ma zaś całą długą listę postulatów. To m.in. realne zwiększenie subwencji oświatowej na pokrycie skutków podwyżek w oświacie, zwolnienie JST z wpłaty tzw. janosikowego, zwiększenie udziału gmin w podatkach z PIT i CIT oraz wprowadzenie udziału gmin w dochodach z podatku VAT.

Na początku pandemii na lokalnych włodarzy padł blady strach. Bo dochody za kwiecień de facto się załamały – z PIT spadły o 40 proc. w porównaniu z kwietniem 2019 r., a z CIT – nawet o 70 proc. Gdyby tak miało być w całym 2020 r., lokalne budżety tylko z tych dwóch źródeł straciłyby łącznie 30 mld zł.

– Dziś widzimy, że na szczęście takie najczarniejsze scenariusze się nie zrealizowały – ocenia Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich. Z analiz ZMP, a także ostatnich danych Ministerstwa Finansów, dotyczących pierwszego półrocza, wynika, że dochody z CIT spadły, ale o 1,4 proc. (w porównaniu z I półroczem 2019 r.), a z PIT – „tylko” o 6,8 proc. Łączne zaś wpływy do lokalnych budżetów (czyli dochody własne plus wszystkie subwencje, dotacje, itp.) wzrosły o 9,6 proc., a nadwyżka sięgnęła 11,9 mld zł.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Finanse w regionach
Inwestycje – busola samorządności
Finanse w regionach
NIK: rząd PiS ręcznie sterował finansami JST. "Nieudolne reformy i klientelizm"
Finanse w regionach
Minister finansów: System finansowania samorządów wymaga radykalnej zmiany
Finanse w regionach
Rząd przedstawi szczegóły o finansach samorządów w ciągu miesiąca?
Finanse w regionach
Wszystkie regiony Polski gonią unijną zamożność, ale w różnym tempie