Zarówno Siedlce, jak i Przasnysz miałyby prawdopodobnie znaleźć się w nowym województwie mazowieckim. PiS argumentuje, że podział jest konieczny, by zmniejszyć istniejące dziś różnice w poziomie rozwoju między bogatym centrum, czyli Warszawą i otaczającymi ją powiatami, a biednymi peryferiami regionu. Rzeczywiście, te różnice są ogromne. Jak wynika z danych GUS, PKB per capita w Warszawie wynosi ok. 300 proc. średniej krajowej, ale w podregionie radomskim to ponad cztery razy mniej. Podobnie jest w podregionie ciechanowskim czy ostrołęckim.
Ogromne różnice widać choćby na rynku pracy. W Warszawie średnia płaca wynosi ok. 6,5 tys. zł, a w powiecie żuromińskim – 3,6 tys. zł; w stolicy bezrobocia w zasadzie nie ma, za to w powiecie szydłowieckim stopa bezrobocia od lat należy do największych w Polsce i w czerwcu tego roku przekroczyła 24 proc.
Ważne pytania
– Nie ma co ukrywać, jesteśmy słabiej rozwiniętym regionem – przyznaje Adam Bolek, burmistrz miasta i gminy Białobrzegi. – Chyba wszędzie tak jest, że im dalej od centrum, tym gorzej. Nie jesteśmy takim magnesem dla inwestorów jak stolica, brakuje przemysłu. Pytanie, czy zmiana granic administracyjnych województwa coś zmieni. Nie jestem przekonany – dodaje.
CZYTAJ TAKŻE: Wyrównanie różnic w rozwoju, czy zdobycie większej władzy? Komu pomoże podział Mazowsza
– Jeśli chcielibyśmy doprowadzić do rozwoju nowego województwa, to należałoby zwiększyć strumień środków płynących do tych samorządów. Czy po podziale tak rzeczywiście by się stało? Dziś widzimy, że z budżetu województwa mazowieckiego płynie do nas sporo pieniędzy. PiS nie pokazuje, czy po podziale byśmy stracili czy zyskali – zaznacza Andrzej Sitnik.
– Istnieje ryzyko, że całe swoje bogactwo po podziale stolica zabrałaby ze sobą – mówi też burmistrz Chrostowski z Przasnysza. – Poza tym, gdzie miałaby być nowa stolica regionu? Dla nas np. Radom byłby zupełnie niefunkcjonalny, dojazd samochodem zajmowałby trzy–cztery godziny – podkreśla.