Polskę czeka pierwsza we współczesnej historii recesja, a najnowsze dane pokazują, że kryzys może uderzyć w samorządy z ogromną mocą. Już w pierwszych miesiącach zamrożenia gospodarki można mówić o tąpnięciu w podatkach od dochodów PIT i CIT, które stanowią jedno z głównych źródeł wpływów do lokalnych budżetów. Wpływy z PIT w okresie styczeń–kwiecień spadły o 13 proc. w porównaniu z 2019 r., a w samym kwietniu – o ok. 40 proc. Jeszcze gorzej było z CIT – spadek o 30 proc. w okresie styczeń–kwiecień i aż o 60–90 proc. w samym kwietniu.
Podatkowy cios
Takie załamanie w podatkach dochodowych to po części efekt odroczenia płatności PIT i CIT, więc w maju czy w czerwcu spadki być może nie będą aż tak ogromne. – Ale wszystkich strat nie da się odrobić. Bo można podejrzewać, że jeśli chodzi o podatki dochodowe, mamy do czynienia dopiero z szukaniem dna – komentuje Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. Jak wyjaśnia, trudno oczekiwać, by nawet po zniesieniu restrykcji gospodarka ruszyła pełną parą. – Wręcz odwrotnie, skutki w postaci wzrostu bezrobocia, spadku zatrudnienia i dochodów firm będą zauważalne w największym stopniu dopiero w nadchodzących miesiącach – dodaje. Jego zdaniem dochody z PIT mogą się okazać o 20 proc. niższe niż rok wcześniej, co dla samorządów oznacza ok. 11 mld zł strat.
CZYTAJ TAKŻE: Kraków nie czeka na rząd. Zawiesza podatki i czynsze dla przedsiębiorców
Bardzo źle może być też w CIT. Jak szacują sami samorządowcy, w pesymistycznym scenariuszu można się spodziewać spadku nawet o 50 proc., a spadek o 30 proc. wydaje się optymistyczną wizją. Kwotowo oznaczałoby to ubytek rzędu 5 lub 3 mld zł, co byłoby szczególnie dużym problemem dla samorządów wojewódzkich (dla których CIT jest ważniejszym źródłem dochodów niż PIT).
Fala ubytków
– W ciągu czterech miesięcy wpływy z CIT wyniosły 0,71 mld zł, rok temu w tym okresie było to 1,06 mld zł – wylicza Marta Milewska, rzecznik mazowieckiego Urzędu Marszałkowskiego. W całym roku straty mogą sięgnąć 350–500 mln zł.