– Widzę coraz większe uzależnienie od budżetu państwa, co jest bardzo niebezpieczne. Cokolwiek się z nim stanie, to wiadomo, że są kwestie o znaczeniu strategicznym dla państwa, które trzeba utrzymać i zachować – mówił, tłumacząc, że przypadku dekoniunktury i spadku przychodów do budżetu centralnego samorządy pierwsze ucierpią.
Problemem są także coraz wyższe koszty energii.
– W gminie obok mnie przetarg grupy zakupowej na gaz skończył się otwarciem ofert i 3,5-krotną podwyżką cen. Tego typu zdarzeń nie da się zaplanować – powiedział Artur Tusiński, burmistrz miasta Podkowa Leśna.
– Dzisiaj dochodzi do sytuacji, w której nie dostajemy pieniędzy, które były pieniędzmi mieszkańców. W pewnym momencie będzie nam bardzo trudno skonstruować budżet. Już w tym roku musieliśmy się trochę nagimnastykować. W przyszłym już wiem, że będzie ciężko. Za dwa lata, być może, będzie to niemożliwe. Nawet w Podkowie Leśnej, gdzie jeszcze trzy lata temu mieliśmy 3 mln zł nadwyżki. Według szacunków Związku Miast Polskich Polski Ład zabierze nam ponad 10 proc. budżetu – mówił Tusiński.
Pojawia się jednak pytanie, czy nie jest to wyłącznie kwestia zarządzania. Czy to nie czas, by samorządowcy pokazali, jak dobrzy są z nich menedżerowie?
– My i strona rządowa gramy w dwóch różnych ligach. Jeśli tam są trampkarze, to my jesteśmy ekstraklasa. Podam przykład: program 500+ przez lata realizowany przez samorządy. Popatrzmy na wskaźniki, a dokładnie na koszt obsługi. Wynosi on 0,5 proc. Przy niecałych 4 mln zł wartości programu w przypadku Podkowy Leśnej dawało to nam kwotę 19 tys. zł. Resztę musieliśmy dołożyć z własnej kieszeni. Chciałbym zobaczyć za rok, czy te 0,5 proc. utrzyma ZUS. Obawiam się, że nie – mówił.
– Gdybyśmy źle zarządzali i od lat nie zmagali się z coraz mniejszymi dochodami i problemami finansowymi, jak rozjeżdżająca się subwencja oświatowa, to już dzisiaj mielibyśmy sytuację dramatyczną – podsumował.
Niszczenie JST można zatrzymać
Obecne trendy wyraźnie wskazują, że następuje mocne przesunięcie ośrodka władzy oraz powrót do centralizacji. Uczestnicy debaty porównywali zachodzące zmiany do modelu białoruskiego. Czy tak się stanie? Czy los samorządów jest przesądzony?
– Nie uważam, żeby obecne procesy były już zdeterminowane. To oznacza, że dzisiaj wiele zależy od nas, choć obecny trend prowadzi do przywrócenia TOAP, terenowych organów administracji państwowej za PRL, czyli takiej atrapy samorządności – mówił Frankiewicz.
– Obserwujemy dzisiaj proces podmywania fundamentów samorządów, które były bardzo silne. O ich mocy niech świadczy porównanie z krajami Europy, np. Niemcami. Polskie samorządy na ich tle wyglądają bardzo dobrze. Wiele z nich to właśnie od nas się uczy, a gdy mówimy np. o Ukrainie, to tylko od nas chcą się uczyć. Te fundamenty są obecnie niszczone. Krok po kroku – mówił.
– Jeżeli te fundamenty będą dalej podmywane, to niezależny samorząd przestanie istnieć. Ze wszystkimi konsekwencjami. Mówię o załamaniu jakości usług publicznych i niższej jakości życia. Wtedy odejdziemy w niesławie jako ci, którzy nie dali sobie rady, choć było tak dobrze – dodał.
Zygmunt Frankiewicz podkreślał przy tym, że cały proces przykrywa ogromny parasol propagandy, który przywodzi na myśl czasy PRL oraz Dziennika Telewizyjnego. To oznacza, że samorządowcom, atakowanym ze wszystkich stron, trudno walczyć o utrzymanie standardów życia mieszkańców. Frankiewicz nie traci jednak nadziei.
– Wszystko zmierza w fatalną stronę. Nie chcę się jednak zgodzić z tym, że to tak musi się skończyć. Bardzo dużo zależy od świata samorządu, w którym jest mnóstwo pragmatyzmu, odpowiedzialności i państwowego myślenia. Dlatego właśnie w tej sferze samorządowej widzę ogromną szansę. Nie tylko dla wspólnot lokalnych, ale i dla całej Polski. Jeżeli będzie aktywność i chęć obrony zarówno samorządów, jak i Rzeczypospolitej, to myślę, że będziemy w stanie te trendy odwrócić. Jeśli nam się nie uda, to przyszłość naszych dzieci i wnuków jawi się czarno – podkreślał Frankiewicz.
Przyszłość jawi się w tym bardziej ponurych barwach, gdyż, jak zauważył Adam Neumann, rząd bardzo dokładnie dobiera przekaz związany z Polskim Ładem. Powszechnie powtarza się, że chodzi o obniżkę podatków. Tymczasem nowe regulacje dla wielu osób będą oznaczały zwiększenie danin publicznych.
– Mamy grupę osób mniej zarabiających, które rzeczywiście skorzystają na nowych regulacjach. Mamy jednak także grupę więcej zarabiających. Osób pracujących więcej, bardziej przedsiębiorczych i kreatywnych, które tworzą miejsca pracy dla innych. Dla nich obciążenia podatkowe wzrosną. Moim zdaniem przekroczyliśmy granicę pomocy i transferów socjalnych. Dalsze kierowanie strumienia od bardziej kreatywnych i więcej pracujących do tych mniej pracujących i mnie zarabiających to jest działanie wprost antyrozwojowe. Tę równie pochyłą należy co najmniej zatrzymać, jeśli nie odwrócić – podkreślał.
Zatrzymanie obecnych procesów będzie ogromnym wyzwaniem dla samorządowców. Pytanie tylko, czy możliwym do wykonania. Uczestnicy debaty byli zgodni, że podzieleni i w pojedynkę nie mają na to szansy. Lokalni włodarze muszą wypracować wspólny front, by razem pokonywać kłody rzucane im pod nogi przez administrację centralną. Jest to być może jedyna droga do sukcesu. Potrzebę wypracowania takiego frontu podkreślał również Jacek Karnowski.
– Absolutnie musimy się jednoczyć i nie możemy pozwolić, by rząd budował sobie koncesjonowane samorządy. Dlatego musimy tłumaczyć mieszkańcom, na czym polega samorząd i jak ważny jest dla państwa, by było państwem cywilnym. Chodzi o to, by Polska nie była państwem partyjnym, lecz była państwem cywilnym – obywateli. Jeśli nam się nie uda, to pozostanie nam wyłącznie płacz, zgrzytanie zębów i centralizm polityczny – mówił Karnowski.
By zatrzymać te zmiany, nie wystarczy jednak wyłącznie wola i chęci polskich samorządowców. Lokalni włodarze potrzebują pomocy wszystkich.
– Musimy rozmawiać z mieszkańcami i wyjaśniać im mechanizmy działania samorządów. Muszą zobaczyć i zrozumieć, za co odpowiadamy. Mam wrażenie, że wiele osób tego nie dostrzega. Traktujemy pewne rzeczy jako pewnik, gdy często są one efektem ciężkiej pracy i zabiegów właśnie samorządów. Za chwilę może być z tym problem. Jeśli nasi mieszkańcy to dostrzegą i będą wiedzieli, co jest przyczyną tych problemów, to łatwiej będzie nam wywierać presję na obecną politykę – mówił Krzysztof Wołos.
– Niczego nie zmienimy, jeśli nasi mieszkańcy nas nie wesprą i nie wyrażą swojej opinii w najbliższych wyborach – podsumował.