„Rzeczpospolita”: Po raz dziewiąty został pan wójtem. Satysfakcja jest?
Mirosław Lech: Oczywiście, że jest.
Wygrał pan jednym głosem. Spodziewał się pan tego?
Trudno powiedzieć. Spodziewałem się, że frekwencja będzie wysoka. Wszędzie podkreślałem, że każdy głos się liczy. I to jest fakt niezbity w przypadku tych konkretnych wyborów w gminie Korycin.
Pana mandat zdobyty zaledwie jednym głosem jest silny?
Tak. Jak każdy inny. Ten jeden głos jeszcze bardziej podkreśla wagę wyborów demokratycznych. A z drugiej daje mi jeszcze większą motywację służby dla tej gminy w której trwam już od ponad 30 lat. Ale to też powód do refleksji, do większych rozmów z ludźmi, do większej informacji o tym co gmina robi i co zamierza robić.
Czytaj więcej
Podczas wyborów samorządowych jeden głos potrafi czasem zaważyć na wyniku wyborów w danym okręgu. Przekonywaliśmy się o tym nie raz, przekonaliśmy się także w przypadku wyboru wójta gminy Korycin, którego od przegranej dzielił tylko jeden głos.
Aż 13 głosów oddanych w drugiej turze było nieważnych. Czy kontrkandydatka nie złożyła protestu wyborczego? Jeden głos pana gminie naprawdę dużo znaczy.
Kontrkandydatka zapowiada złożenie protestu. Każdy ma takie prawo. Ja, moi pracownicy i współpracownicy, nie mamy sobie nic do zarzucenia. Komisje wyborcze pracowały w pełnych składach, w każdej byli mężowie zaufania i nie doszedł do mnie żaden głos, że coś mogło być nie tak.