Od kilku lat trwa spadek dochodów jednostek samorządu terytorialnego z udziału w podatku PIT. W roku bieżącym udział ten wynosi łącznie 51,7 mld zł, podczas gdy bez trwających od 2019 r. zmian w prawie wyniósłby 81,8 mld zł (według ostrożnie szacowanej linii trendu – patrz wykres).
W debacie publicznej trwa zakłamywanie sytuacji finansowej samorządów przez rząd: premier mówi o tym, jak wzrosły w ostatnich latach dochody samorządów, ale zapomina dodać, o ile bardziej i dlaczego wzrosły ich wydatki bieżące. A wzrosły nie tylko z powodu inflacji liczonej według koszyka dóbr konsumpcyjnych. Wzrost cen materiałów i usług, które kupują gminy (media energetyczne, usługi budowlane), a także wzrost płac (w tym płacy minimalnej), przekraczają znacznie średni poziom inflacji. Do tego ma miejsce spory wzrost kosztów obsługi zadłużenia.
O tym już się nie mówi, a dochodzą do tego jeszcze inne negatywne czynniki. Zburzona została stabilność źródeł zasilania samorządów: o niektórych dochodach bieżących, przydzielanych arbitralnie, co roku według innych kryteriów (tzw. rekompensatach), dowiadujemy się pod koniec roku. Nie sposób realnie planować wydatków, zwłaszcza rozwojowych.
W prawie i w praktyce, niemal w każdej dziedzinie: edukacji, ochronie zdrowia, opłatach i taryfach w gospodarce odpadami, zachodzą inne zmiany centralistyczne, które utrudniają działalność. Szczególnym przykładem jest sytuacja branży wodno-kanalizacyjnej, gdzie Wody Polskie, pod pozorem troski o mieszkańców, blokują nieodzowne korekty taryf opłat za wodę i ścieki, choćby tylko uwzględniające skutki wzrostu cen energii oraz płac.