Od dwóch lat gminy powyżej 100 tys. mieszkańców mogą wyznaczać na zarządzanych przez siebie drogach tzw. strefy czystego transportu – czyli obszary, do których ogranicza się wjazd pojazdów innych niż elektryczne, napędzane wodorem czy gazem ziemnym. Pomysł dobry i pożyteczny jeżeli chodzi o ograniczenie szkodliwej emisji spalin – jednak jego realizacja ciągle odwleka się w czasie. Zdaniem samorządowców głównie dlatego, że ustawa o elektromobilności, wprowadzająca możliwość wyznaczania stref, jest niedopracowana.
– Przepisy ustawy nie są doskonałe i nie pozwalają na elastyczność np. w przypadku dostawców. Rząd powinien zmienić prawo tak, by ta strefa odpowiadała realnym potrzebom mieszkańców – podkreśla Karolina Gałecka, rzecznik prezydenta Warszawy.
Pierwsza i jedyna
Kraków jako jedyny skorzystał z możliwości utworzenia strefy czystego transportu. W styczniu 2019 r. na Kazimierzu zastąpił nią wyznaczoną wcześniej strefę ograniczonego ruchu, której działanie zakwestionował wojewoda małopolski. Miasto chwaliło się, że strefa ograniczy emisję zanieczyszczeń komunikacyjnych, m.in. pyłów i tlenków azotu, a także zmniejszy natężenie ruchu samochodowego.
CZYTAJ TAKŻE: Kazimierz znowu bez samochodu
Jednak przedsiębiorcom z Kazimierza i kierowcom pomysł się nie spodobał, bo skomplikował im dojazd. Już w marcu radni wprowadzili zmiany. Znaki oznaczające strefę nadal stały, ale faktycznie mógł do niej wjechać każdy, bo została wydłużona do 10 godzin dziennie możliwość wjazdu do strefy dostawców i wprowadzono możliwość wjazdu od 9 do 17 każdego pojazdu, którego kierowca twierdził, że jest klientem firmy działającej w strefie.