Kto szuka pionierów fotowoltaiki w Polsce, wcześniej czy później trafi do „Doliny Zielawy”. Pod tym hasłem kryje się partnerstwo i wspólna spółka pięciu gmin z Lubelszczyzny: Jabłonia, Wisznic, Rossosza, Podedwórza i Sosnówki. Wspólne inicjatywy gminy te podejmowały już w poprzedniej dekadzie, od 2007 r. pod egidą „Dolina Zielawy”. W 2011 r. delegacja tego gminnego sojuszu pojechała oglądać jedną z pierwszych farm fotowoltaicznych w Polsce, w Wierzchosławicach. Rychło po powrocie zapadła decyzja o wybudowaniu własnej.
Słońce w dolinie
I ta powstała w 2014 r., inspirując niejednego samorządowca do marzeń o własnym prądzie. – Czy inwestycja w fotowoltaikę będzie się opłacać, to już zależy od rozmaitych czynników – mówi nam Mateusz Majewski, prezes spółki Energia Doliny Zielawy, która w imieniu gmin zarządza farmą. – Nie znam jednak samorządu, który przy takich – szacowanych na około 6 mln zł – kosztach mógłby sobie pozwolić na to z własnych środków – dodaje. Dolina Zielawy pozyskała pieniądze z dwóch źródeł: 50 proc. kosztów kwalifikowanych pokryto ze środków z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Lubelskiego, drugie 50 proc. – z kredytu zaciągniętego w lokalnym Banku Spółdzielczym. – Dlatego obecne przychody instalacji służą do spłaty tego kredytu – podkreśla Majewski. – Realnie kalkulując, zajmie nam to jeszcze od 6 do 8 lat – dorzuca. Przy założeniu, że zostanie utrzymana dotychczasowa efektywność instalacji: Energia Doliny Zielawy ma pozyskiwać z zainstalowanej mocy 1400 kW jakieś 1523 MWh energii w ciągu roku.
fot. AdobeStock
Strumień przychodów z farmy można podzielić na dwie części: pierwsza część to po prostu sprzedawanie wyprodukowanej energii, druga –zielonych certyfikatów. Zwłaszcza ten drugi element potęguje niepewność. – Ich ceny od momentu uruchomienia naszej elektrowni zmieniały się od 22,50 do 165 złotych – wspomina nasz rozmówca. Gdy kredyt zostanie już spłacony, udziałowcy uzyskają namiastkę energetycznej wolności. Wielkość farmy została zaplanowana tak, by jej działalność finansowała spłatę rachunków za prąd pobierany z sieci przez wszystkie pięć gmin – na potrzeby urzędów, szkół czy oświetlenia ulic. Ale nie będzie to realne wyjście z sieci: budowa własnej sieci dystrybucyjnej to kolejne wielomilionowe opłaty, a na dodatek konieczność konkurowania z operatorami energii już działającymi na tym terenie.
Tanio nie jest
Niezależność kosztuje – i to tyle, że mało kogo na nią stać, a ci, których może i byłoby stać, nie uważają tego za najrozsądniejszy wydatek. – Podwyższone ceny prądu na pewno odbiją się nam w przyszłym roku czkawką, ale fotowoltaika należy do tych inwestycji, które amortyzują się po stu latach – śmieje się w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Eugeniusz Goraj, wiceprezydent Skierniewic odpowiedzialny za inwestycje. Goraj narzeka, że trudno o znalezienie dofinansowania: obostrzenia i kryteria, jakimi obwarowano większość dostępnych programów, w zasadzie odcinają większość samorządów od pieniędzy. Z pozoru rzeczywistość temu przeczy: oto w połowie sierpnia urząd marszałkowski na Śląsku poinformował, że dzięki współpracy z rządem na OZE w regionie skierowano dodatkowe środki na poziomie 80 mln zł. W maju kilkadziesiąt milionów złotych do rozdysponowania dostały gminy na Podhalu. W lutym, po konkursie na środki z Regionalnego Programu Operacyjnego w Małopolsce, przyznano w regionie unijne dotacje łącznie na 192,5 mln zł.