Pięć kilometrów na godzinę – z taką maksymalną prędkością będą mogły jeździć po Lublanie hulajnogi elektryczne. Decyzję podjęły wspólnie władze w ratuszu, z burmistrzem Zoranem Jankoviciem na czele, wraz z operatorem miejskiego systemu tych pojazdów, firmą Bolt. Stolica Słowenii stała się miastem, w którym rygory dotyczące prędkości e-hulajnóg będą najostrzejsze w Europie (po Rzymie, w którym obowiązuje limit na poziomie 6 km/h).
Wbrew pozorom jednak, miejskim notablom nie chodzi jednak o zablokowanie lub zniechęcanie mieszkańców do korzystania z elektrycznych jednośladów. Lublana już przed laty wydzieliła olbrzymie połacie swojej śródmiejskiej części dla ruchu pieszych i rowerowego – i o zapewnienie bezpieczeństwa w tych strefach chodzi przede wszystkim. Automatyczna blokada uniemożliwiająca rozwinięcie wyższej prędkości nie będzie obowiązywać poza wyznaczoną strefą ruchu pieszego.
5 km/h to również tempo, w jakim przemieszcza się statystyczny pieszy. Urzędnicy burmistrza Jankovicia doskonale wiedzą, że kluczem do popularności komunikacji rowerowej czy miejskich pojazdów elektrycznych jest bezpieczeństwo użytkowników i ich otoczenia. Podjęta wraz z słoweńskim oddziałem Bolta decyzja ma ukrócić serię wypadków – prawda, że niezbyt groźnych, ale dotkliwych – do jakich dochodziło w ostatnich miesiącach w Lublanie, głównie z powodu nadmiernego animuszu jeżdżących.
Od szarości betonu po eksplozję zieleni
Dwadzieścia lat temu, niemal w przeddzień akcesji Słowenii – jako jedynej wówczas z byłych republik jugosłowiańskich – do Unii Europejskiej, niewiele w Lublanie mogło wskazywać na jakąś wyjątkową miłość do jednośladów. Stolica niewielkiej, liczącej sobie dwa miliony mieszkańców, republiki zachowała siatkę wąskich uliczek ciągnących się wzdłuż przecinającej miasto, wąskiej rzeki Lublanicy – ale i tam, jeśli tylko się dało, mieszkańcy wciskali się swoimi autami. Zresztą, był to także czas, w którym Słoweńcy zaczęli wreszcie zrzucać z siebie odium „Bałkanów”: zaczęli lepiej zarabiać, modernizować zarówno swoje mieszkania, jak i upiększać swoje miejscowości.
Samochodów zatem w stolicy kraju nie brakowało, a z czasem wręcz pojawił się ich nadmiar. Dlatego też władze w ratuszu już w połowie poprzedniej dekady zaczęły przemyśliwać, jak ograniczyć hałas i spaliny, szczególnie na ulokowanej w centrum starówce. Z myślą o pieszych, ale też rowerzystach, bowiem – jak podkreślała Lea Ružić, szefowa Ljubljana Cyclists Network – Słoweńcy „od zawsze” chętnie korzystali z tych jednośladów. – I wcale nie było jakiegoś załamania w użytkowaniu rowerów po pojawieniu się wszystkich tych samochodów, jak stało się np. w Wielkiej Brytanii – dowodziła Ružić. – Mnóstwo ludzi wciąż korzystało i korzysta z jednośladów. Również młodzi i starzy czy kobiety, co jest wyznacznikiem popularności tego środka transportu – dodawała. Nietrudno w to zresztą uwierzyć, bowiem co czwarty mieszkaniec tego 200-tysięcznego miasta to student.