Jak zaczęła się pańska przygoda z rowerem?
W Amsterdamie, gdzie studiowałem. Holendrzy używają rowerów w celach rekreacyjnych, dla utrzymania formy, ale przede wszystkim jako środka transportu.
Gdy idzie o sport, wolę biegać. Ale aby się przemieszczać, używam roweru każdego dnia. Służbowe bmw zwykle pozostaje przed budynkiem ambasady, a ja biorę z zaplecza moją używaną gazelle. Ta marka tak bardzo przypominała mi moje czasy studenckie, że po przyjeździe do Polski też kupiłem gazelle.
Wielki niemiecki samochód nie kusi pana nawet zimą?
Oczywiście, kiedy są ekstremalne warunki pogodowe, śnieg czy skwar, i muszę gdzieś dalej pojechać, biorę auto. Ale na co dzień rower zapewnia większy komfort. Dlaczego? Mieszkam w Warszawie przy Idzikowskiego, dość wąskiej i wiecznie zatłoczonej ulicy. A ja korków nienawidzę. Chcę być wolny, chcę wiedzieć dokładnie, o której dojadę. Być panem swojego czasu. A rower, który jedzie 10–25 km/h, porusza się z taką samą szybkością w godzinach szczytu co auto. Tylko stale. Zapewnia trochę ruchu i przyczynia się do poprawy stanu środowiska. Na spotkanie w MSZ, w innych urzędach biorę więc rower.