Grunty na drodze sportu

Trwający od lat konflikt związany ze słynnymi kortami może skończyć się ich paraliżem. Obydwie strony – prezydent miasta Jacek Karnowski oraz działacze Sopockiego Klubu Tenisowego – nie przebierają w środkach.

Aktualizacja: 11.04.2016 17:26 Publikacja: 11.04.2016 16:00

Jeszcze kilka lat temu sopockie korty błyszczały. Odbywały się tu największe turnieje tenisowe, na k

Jeszcze kilka lat temu sopockie korty błyszczały. Odbywały się tu największe turnieje tenisowe, na które zjeżdzały gwiazdy sportu, biznesu, znani artyści

Foto: Fotorzepa, Piotr Wittman

Do biura w tzw. domku klubowym przy ul. Ceynowy w Sopocie dzisiaj trudno tak po prostu wejść. Po sygnale dzwonka pojawia się ochroniarz. Otwiera drzwi i po weryfikacji pokazuje drogę.

– Musieliśmy wprowadzić ochronę, bo poprzedni zarząd nachodzi nasze księgowe – twierdzi Wiesław Pedrycz, członek Sopot Klub Tenis. – Sytuacja jest napięta.

W środku skromnie. Pustawe pomieszczenia. Dawno nieremontowane. Z drugiej strony domku wyjście na kort centralny. Widać, że trybuny wymagają remontu, podobnie jak obdrapany budynek klubowy. W bocznej części pustką zieje niedokończona budowa restauracji.

– Taki obiekt zastaliśmy – mówi Pedrycz.

Tenisowy salon

A jeszcze kilka lat temu sopockie korty błyszczały. I to jak. Nie tylko największe, ale najładniejsze w Polsce, wyjątkowo położone – kilkaset metrów od plaży i Grand Hotelu – ściągały krajową elitę.

Tutaj przez lata odbywały się największe turnieje tenisowe, głównie Prokom Open finansowany przez Ryszarda Krauzego. Obok gwiazd światowego tenisa brylował polski biznes, a wokół niego politycy, artyści, celebryci. Wszystkim zawiadywał Sopocki Klub Tenisowy, mający tutaj swoją siedzibę od 1957 roku. Zarządy się zmieniały, a klubowe korty z czasem dorobiły się dwóch hal tenisowych: starszej i większej z czterema kortami oraz wybudowanej już w latach 90. hali im. Braci Korneluków. Ostatni turniej Prokom Open, który był żyłą złota dla klubu, odbył się w 2007 roku, kiedy Ryszard Krauze wycofał się z jego finansowania. Choć SKT dalej miało możnych sponsorów – zarówno prywatnych, jak i państwowe spółki.

Wśród tych drugich pojawiały się zarówno trójmiejskie giganty, jak Lotos, Energa, ale i bardzo – wydawać, by się mogło – odległe od sopockiego tenisa, jak Gaz System, czy EuRoPol Gaz, zarządzający polskim odcinkiem gazociągu jamalskiego. Fundusze aktywnie pozyskiwał zarząd. W 2013 roku prezesem SKT został Bartłomiej B., robiący wówczas karierę w państwowych spółkach – najpierw jako członek rady nadzorczej w sosnowieckiej Hucie Buczek, a następnie w spółkach Krajowej Spółki Cukrowej. Na stanowisku zastąpił ojca Waldemara, który został wiceprezesem.

Choć z zewnątrz wszystko wyglądało dobrze, już wtedy tlił się konflikt.

Podatki za wieczyste

Punktem zwrotnym w wieloletnich relacjach zarządu SKT z miastem był moment, gdy klub, który formalnie dzierżawił korty, postanowił przejąć je w wieczyste użytkowanie. I wystąpił do sądu. Wtedy prezydent miał nieoczekiwanie podnieść podatek od nieruchomości z kilku tysięcy do 120 tys. zł rocznie. Chodziło o 2002 i 2003 rok.

– Obciążenia, jakie narzucił Jacek Karnowski na SKT, były w naszej ocenie podyktowane tylko i wyłącznie chęcią pogorszenia sytuacji finansowej klubu i doprowadzenia do dyskredytowania jego rangi w polskim tenisie – ocenia Lech Konopacki, członek zarządu SKT.

W 2007 roku SKT uzyskało korzystny dla siebie wyrok wymuszający na mieście oddanie części dzierżawionego terenu w wieczyste użytkowanie. Chodziło o tzw. starą halę tenisową i część kortu centralnego. By postanowienie sądu zostało wcielone w życie, trzeba było jednak dokonać wpisu w księdze wieczystej i jednocześnie uiścić opłatę w wysokości 800 tys. zł. Według zarządu SKT nie można było jednak tego zrobić, bo sąd odmówił im wpisania, wskazując na formalne błędy. Z jednej strony SKT walczyło więc w sądzie, a z drugiej podjęło negocjacje z miastem.

– Prezydent Karnowski zaproponował układ: wstrzymujemy wpisanie się do ksiąg i zamieniamy grunty. Miasto bierze kort centralny, a do nas idzie działka z drugą halą tenisową. Deklarował umorzenie podatku. Na czas rozmów wstrzymał też egzekucję zaległego podatku od nieruchomości, deklarując późniejsze jego umorzenie. Ale tak naprawdę Jacek Karnowski grał na zwłokę – relacjonuje Waldemar B., wiceprezes SKT.

Prezydent Sopotu potwierdza, że takie rozmowy były prowadzone.

– Gdyby do takiego porozumienia miało dojść, decyzję musiałaby podjąć Rada Miasta Sopotu, gdyż wiązałoby się to z zamianą nieruchomości. Ewentualne umorzenie podatku oznaczałoby znaczne uszczuplenie dochodów miasta. A dodatkowo jesteśmy sprawdzani przez kontrolę skarbową, która weryfikuje, czy podatki są naliczane prawidłowo – wyjaśnia. – Z jednej strony ówczesny zarząd SKT chciał się uwłaszczyć na nieruchomości, podczas gdy wszystkie pozostałe kluby sportowe w Sopocie dzierżawią grunty od miasta, a z drugiej – nie chciał płacić podatku – ocenia Karnowski.

Tajne, jawne akta ABW

Wieloletnie negocjacje nie przyniosły efektów. Nierozstrzygnięty konflikt w 2015 roku wybuchnął na dobre. Na początku 2015 roku miasto ściągnęło w drodze egzekucji 200 tys. zł zaległego podatku, co jednak nie pokryło całości zadłużenia. Zaczęła się otwarta wojna.

– Byłem członkiem SKT od kilkunastu lat, razem z innymi osobami od lat oglądaliśmy upadek klubu – opowiada Wiesław Pedrycz. – Na bieżąco widzieliśmy cieknące hale, pracowników skarżących się na brak pieniędzy, zaniedbanie, brak turniejów. Jak tutaj grała moja cała rodzina, wydawałem nawet 6 tys. zł miesięcznie. I w pewnym momencie poczuliśmy się jak frajerzy, że nie widać, gdzie te pieniądze idą. Zebrałem grupę osób i napisaliśmy list do prezydenta, żeby to zmienić.

W październiku 2015 roku Karnowski skierował do sądu wniosek o zawieszenie zarządu SKT. Główne zarzuty to: wspomniane wcześniej długi wobec miasta, niegospodarność, działanie na szkodę klubu. Sąd podzielił jego zdanie.

– Zarząd z pomocą kancelarii adwokackiej odpowiedział na wszystkie zarzuty prezydenta załączone do wniosku, wykazując użycie w nim nieprawdziwych danych finansowych i wielu niemerytorycznych informacji niemających najmniejszego związku z trzyletnią działalnością zawieszonego zarządu – oponuje Konopacki.

Odwołanie nie pomogło. Zarząd został zawieszony. Tym bardziej że we wniosku prezydenta pojawiły się też wątki personalne członków zarządu SKT. Jeden dotyczy procesu karnego Waldemara B., ciągnącego się w sądzie już od wielu lat o wykonanie w swoim domu prac o wartości blisko 30 tys. zł na koszt klubu. Drugi dotyczy Bartłomieja B. Prezydent przekazał sądowi informację z postępowania prokuratury regionalnej w Warszawie i bydgoskiej ABW w sprawie korupcji i powoływania się na wpływy w państwowych instytucjach. W tym śledztwie pojawia się właśnie prezes SKT. To nie spodobało się zarządowi SKT, który zarzucił prezydentowi, że ujawnił tajne akta. I skierował w tej sprawie doniesienie do prokuratury.

– To był dokument, który ma oznaczenie „jawny", pozyskałem go legalnie. W tej sprawie zeznawałem w prokuraturze i miałem wręcz obowiązek ten dokument złożyć w sądzie. To panowie B. sami go rozpowszechnili – odpowiada Karnowski.

Gdańska prokuratura podzieliła zdanie Karnowskiego i umorzyła śledztwo w tej sprawie. Tymczasem ujawnione w sądzie postępowanie ABW i Mazowieckiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie wciąż trwa, a Bartłomiej B. ma postawione zarzuty powoływania się na wpływy w państwowych instytucjach.

– Sprawa jest w toku, a śledztwo zostało właśnie przedłużone – potwierdza prokurator Jacek Malażuk.

Najdroższe grunty w Sopocie

Przejęcie kortów odbyło się w towarzystwie straży miejskiej i ochrony. Po zawieszeniu zarządu kierowanie klubem sąd powierzył Wiesławowi Pedryczowi, jednemu z inicjatorów zmian. Ten szybko skierował zawiadomienie do prokuratury, a w nim pojawiły się kolejne zarzuty wobec zarządu SKT: pobieranie prowizji przez członków zarządu, niekorzystne dla klubu umowy, nierozliczone zaliczki.

SKT nie pozostawało jednak bezczynne. Do sądów i prokuratur wysyłało zażalenia i odwołania podważające te zarzuty. Zarząd SKT dużo pretensji ma też do Wiesława Pedrycza, o to, że ten, w czasie gdy przez kilka miesięcy kierował klubem, pozwolił na wypowiedzenie dzierżawy. Zdaniem zawieszonego zarządu Pedrycz, by ratować klub, powinien wystąpić też do sądu o zaległe wpisanie do ksiąg wieczystych przyznanych mu części kortów. W marcu Prokuratura Okręgowa w Gdańsku także w tej sprawie podjęła śledztwo. Teraz SKT chce, by to kurator sądowy w imieniu klubu dokonał zaległego wpisu do ksiąg wieczystych.

– Ta czynność może przekraczać zakres zwykłego zarządu – uważa sędzia Tomasz Adamski, rzecznik prasowy SO w Gdańsku, tłumacząc, że przede wszystkim kurator powinien w ciągu sześciu miesięcy zwołać walne zgromadzenie, a do tego czasu reprezentuje klub tylko w sprawach bieżących.

Gdyby SKT udało się dokonać wpisu, sytuacja na kortach by się skomplikowała. SKT uzyskałoby prawo do części kortów, którymi zarządza już nowy podmiot Sopot Tenis Klub.

Kolejna batalia trwa w sądzie rejonowym, gdzie prezydent Sopotu domaga się likwidacji SKT. Na razie postępowanie jest zawieszone, bo nie ma inwentaryzacji majątku klubu. Według SKT wycena biegłego potwierdza, że jego wartość wielokrotnie przewyższa zadłużenie klubu szacowane na nieco ponad 1 mln zł. Z inwentaryzacją może być problem, bo dokumenty klubu zostały zabezpieczone na potrzeby śledztw.

Wydaje się, że patowa sytuacja może potrwać jeszcze długo i sparaliżować sopockie korty. W jednym obydwie strony są zgodne: istotą konfliktu są nieruchomości.

– Od kilkunastu lat trwa problem tych kortów, są zakusy, by powstały na nich inwestycje deweloperskie – mówi Lech Konopacki z SKT, podkreślając, że ceny nieruchomości w tej części miasta należą do najwyższych.

– Jeżeli ktokolwiek chciał tam coś budować, to właśnie SKT, a nie miasto. Chcieli w miejsce starej hali tenisowej postawić aparthotel, na co dowodem jest protokół z posiedzenia zarządu SKT. W ostatnim momencie podjąłem interwencję. Jeżeli tenis ma być uratowany w Sopocie, to nie ma miejsca dla wielu dawnych działaczy SKT, którzy chcieli tylko handlować nieruchomościami – odpowiada Jacek Karnowski.

Do biura w tzw. domku klubowym przy ul. Ceynowy w Sopocie dzisiaj trudno tak po prostu wejść. Po sygnale dzwonka pojawia się ochroniarz. Otwiera drzwi i po weryfikacji pokazuje drogę.

– Musieliśmy wprowadzić ochronę, bo poprzedni zarząd nachodzi nasze księgowe – twierdzi Wiesław Pedrycz, członek Sopot Klub Tenis. – Sytuacja jest napięta.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break