Rz: Za kilka dni dzieci i młodzież znów ruszą do szkół. To drugi rok po wprowadzeniu reformy likwidującej gimnazja i wydłużającej szkołę podstawową o dwa lata. Czy w tym roku jest to już organizacyjnie łatwiejsze? W ubiegłym wszyscy narzekali, że zmiany zostały wprowadzone zbyt szybko.
Marek Wójcik: W tym roku także nie jest łatwo. Przede wszystkim dlatego, że w szkołach podstawowych pozostaje nam kolejny rocznik i znów dyrektorzy szkół oraz samorządowcy głowią się, w jaki sposób pomieścić w tym samym budynku kolejną klasę. Pół biedy, jeśli gimnazjum i szkoła podstawowa były w jednym budynku. Kłopot jest natomiast wtedy, gdy, tak jak zresztą zalecano w poprzednich latach, szkoły te miały oddzielne siedziby.
Najtrudniejsza sytuacja jest w małych szkołach, do których uczęszcza mniej niż 80 uczniów, gdzie ledwo starczało pomieszczeń dla sześciu klas. Wbrew pozorom to nie jest tylko problem dotyczący obszarów wiejskich, bo co czwarta taka szkoła funkcjonuje w miastach. Teraz przerabia się w nich np. pokoje nauczycielskie na klasy albo adaptuje część korytarzy na sale lekcyjne.
To chyba jednak łatwiejszy do rozwiązania problem, niż zmieszczenie dwóch roczników absolwentów gimnazjum i szkoły podstawowej w przyszłym roku w jednej szkole średniej.
Choć trzeba będzie z tym zmierzyć się za rok, samorządowcy już się do tego przymierzają. Najtrudniejsza sytuacja jest w małych szkołach, gdzie jest tylko jedna klasa w każdym roczniku. Uruchomienie drugiej, równoległej, będzie wiązać się z dodatkowymi kosztami i problemami z zapewnieniem sal lekcyjnych.