Wiatr we włosach, opalona skóra, na twarzy uśmiech, a wieczorem drinki w barze, muzyka, taniec i niekończące się imprezy. Tak się może wydawać komuś, kto patrzy na kitesurferów z boku albo oglądał amerykańskie seriale z lat 80. i 90. Owszem, są uśmiechnięci, podchodzą pozytywnie do życia (może to zasługa promieni słonecznych). No i nie przejmują się, gdy wieje porywisty wiatr.
To jednak biznes jak każdy inny, trzeba zabiegać i dbać o klientów, cały czas szukać nowych pomysłów na wyróżnienie się wśród konkurencji. Trzeba też dopełniać urzędowych formalności, wydzierżawić kawałek plaży, płacić podatki.
Chętnych do nauczania kitesurfingu nad polskim morzem nie brakuje, szkółek przybywa, uczniów zresztą też. Polacy są już rozpoznawalną marką i można ich spotkać na całym świecie, bo sezon nad polskim morzem jest stosunkowo krótki i na kilka miesięcy wielu nauczycieli rozjeżdża się po różnych zakątkach świata.
Na początku były finanse...
Można z tego uczynić sposób na życie i zarabianie pieniędzy, ale nie uda się bez prawdziwej pasji. Potem można łączyć przyjemne z pożytecznym. Katarzyna Lange, właścicielka szkoły Kite Crew i trzykrotna mistrzyni Polski w kitesurfingu, nie planowała, że zostanie zawodniczką. Studiowała finanse i controlling. Miłość do tej dyscypliny przyszła niespodziewanie. Pochodzi z Władysławowa, ale uczyła się pływania na desce z latawcem w Egipcie i, jak sama przyznaje, od początku miała do tego talent.
– Bycie instruktorem pomagało mi finansować pasję. Kitesurfing nie był nigdy sportem dotowanym przez rząd, nie było kadry narodowej, jeszcze niedawno nie było nawet związku sportowego. Wszystko robiliśmy sami, ja i inni zawodnicy za własne pieniądze. Młodsi byli wspierani przez rodziców, sama zarabiałam na swoje wyjazdy. Musiałam znaleźć sposób na finansowanie pasji i rozwój. Wejście na wyższy poziom kosztuje, trzeba trenować i jeździć za granicę. Zaczęłam być instruktorką, pracowałam w szkołach na całym świecie: w Brazylii, Australii, różnych krajach azjatyckich, na Karaibach. Potem przyszedł pomysł, żeby otworzyć szkółkę u siebie, skoro pochodzę z Władysławowa – mówi „Życiu Regionów" Katarzyna Lange.