Przez 116 lat istnienia przepisy Pucharu Davisa zmieniały się nieraz, trudno zatem wyrokować, czy debiut we współczesnej Grupie Światowej będzie mniej czy bardziej ważny niż np. wygrany w 1958 roku w Warszawie ćwierćfinał Grupy Europejskiej z bardzo mocnym wówczas Meksykiem (to nie pomyłka).
Nie zmieniło się jedno: „Rozgrywkami o Puchar Davisa, które są właściwie drużynowymi mistrzostwami świata w tej gałęzi sportu, interesuje się literalnie cały świat i to nie wyłącznie sportowy: wyniki gier podawane są telegrafem iskrowym do wszystkich części świata". Tak pisał w 1925 roku sportowy tygodnik „Stadjon" – zbliżał się bowiem pierwszy mecz Polaków w słynnych już wówczas rozgrywkach. Rywalami byli Anglicy, a o wyniku tego spotkania lepiej zapomnieć.
Stara tenisowa kultura
Reprezentacja Argentyny zadebiutowała w Pucharze Davisa dwa lata przed Polską. Jednak tenisiści z Ameryki Południowej mają na koncie znacznie większe sukcesy – spędzili w Grupie Światowej aż 24 sezony, z czego 15 ostatnich. Czterokrotnie grali w finale – po raz ostatni w 2011 roku, kiedy Juan Martin del Potro i spółka przegrali z Hiszpanią.
W 2008 roku w finale także lepsza była Hiszpania, w 2006 – Rosja, a wcześniej, w roku 1981 – gdy w składzie był słynny Guillermo Vilas – reprezentacja USA, dowodzona przez Johna McEnroe.
Argentyna to stara tenisowa kultura, oprócz Vilasa każdy sympatyk tego sportu wymieni kilka innych wielkich nazwisk: Jose Luis Clerc, David Nalbandian, Gaston Gaudio, Guillermo Coria (wygrał w roku 2003 turniej w Sopocie), a wśród kobiet Gabriela Sabatini. To tylko największe gwiazdy, ale w czołówce rankingu ATP były jeszcze dziesiątki innych argentyńskich zawodników.