Z planów resortu energii wynika, że za cztery lata w Polsce powinno być zarejestrowanych ok. 75 tys. pojazdów elektrycznych. 70 proc. z nich – w aglomeracjach miejskich i obszarach gęsto zaludnionych. Swój udział w realizacji tych prognoz będzie miała również Wielkopolska.
Na razie samochodów elektrycznych zarejestrowanych w regionie wciąż jest niewiele. Barierą jest cena i długi czas ich ładowania. Niezbędna infrastruktura, umożliwiająca naładowanie auta w znacznie krótszym czasie, powstaje powoli. Forpocztą elektrycznej rewolucji mogą zostać miejscy przewoźnicy, którzy coraz częściej aplikują o środki unijne na zakup pojazdów niskoemisyjnych – w tym elektrycznych autobusów.
Samochody przyszłości
Pierwsi nabywcy elektrycznych aut z Poznania i Kalisza musieli się zmierzyć z mizerną infrastrukturą służącą do ładowania aut. Dziś jest nieco lepiej, ale to wciąż początki. W ostatnich miesiącach otwarto taki punkt przy jednym z poznańskich sklepów, a w grudniu uruchomiono supercharger Tesli w Poznań City Park.
W planach resortu energii jest powstanie na terenie kraju do 2020 roku 400 szybkich punktów ładowania pojazdów oraz 6000 publicznie dostępnych punktów normalnej mocy. Lokalizacje ma wskazać rynek. A jeśli auta elektryczne w tym czasie staną się bardziej dostępne cenowo – rynek ruszy.
Prawdziwych amatorów aut elektrycznych nie przerażają ceny ani inne niedogodności. Próbują też przerabiać auta spalinowe. Taką drogę do swoich elektrycznych czterech kółek wybrał Krzysztof Przybek, który – wykorzystując swe amerykańskie doświadczenia – kończy właśnie w Poznaniu przeróbkę daihatsu. Koszt tej inwestycji szacuje na ok. 50 tys. zł. Prawdziwą radość sprawi mu ładowanie auta z domowego gniazdka elektrycznego. Dość długie, ale niedrogie. Za prąd wystarczający na 100 km jazdy, według normalnej taryfy, zapłaci ok. 8 zł.